
– Pogoń wyciągnęła do mnie rękę, przedstawiła mi długofalowy plan. Będę mógł nie tylko rozwijać się piłkarsko, ale także kształcić się jako trener i przygotowywać do tego, co stanie się po karierze. Nie ukrywam, że bardzo mi się ta propozycja spodobała, przez co negocjacje trwały naprawdę krótko. Wiem, że zamykam za sobą pewne drzwi, ale otwieram zupełnie nowe – mówi nowy zawodnik Pogoni II Szczecin, Wojciech Lisowski.
Po blisko siedmiu latach przerwy ponownie zostałeś zawodnikiem Pogoni Szczecin. Cieszysz się, że wracasz na Twardowskiego?
– Raduje mi się serce na myśl, że znów jestem w Pogoni. To mój klub, któremu kibicowałem i z którym zawsze się utożsamiałem. Piłkarsko wychowałem się w Szczecinie, tu chodziłem do szkoły. Przyjaciele, znajomi, rodzina – wszyscy są wkoło. Cieszę się, że po tych siedmiu latach wracam do domu na dłużej. Sporo się przez ten czas zmieniło – powstaje nowy stadion, pierwsza drużyna walczy o medale mistrzostw Polski i gra w europejskich pucharach, rozwija się akademia. Fajnie, że mogę uczestniczyć w tym projekcie.
W Pogoni nie brakuje ludzi, z którymi niegdyś dzieliłeś szatnię. Ich obecność pomogła Ci w podjęciu decyzji o powrocie do Szczecina?
– Na pewno było mi łatwiej. Grając w Pogoni poznałem m.in. Roberta Kolendowicza, Maksa Rogalskiego czy Ediego Andradinę. Każdy przywitał mnie z uśmiechem, oprowadził po nowych obiektach. Po raz kolejny będę miał również przyjemność gry z Bartkiem Ławą. Przed siedmioma laty wchodziłem do szatni jako młody zawodnik i wówczas patrzyłem na niego jak na skarbnicę wiedzy i doświadczenia. Dzisiaj będziemy mogli pracować wspólnie, by pomóc następnemu pokoleniu wejść na ekstraklasowy poziom.
W połowie lipca pojawiłeś się przy Twardowskiego na gościnnych treningach. Jak to się stało, że postanowiłeś zostać w Pogoni na stałe?
– Po zakończeniu kontraktu w Stali Mielec przyjechałem do Chociwla i zacząłem trenować indywidualnie. W międzyczasie pojawiały się zapytania z różnych klubów, ale brakowało w nich konkretów. W pewnym momencie poczułem, że potrzebuję profesjonalnego treningu z drużyną, więc skontaktowałem się z Pogonią i zapytałem, czy mógłbym gościnnie dołączyć do drugiego zespołu. Dostałem zielone światło, rozpocząłem treningi, potem wyjechałem z drużyną na zgrupowanie. Przez te kilka tygodni zdołałem przekonać do siebie trenera Pawła Ozgę na tyle, że przedstawiono mi długofalowy plan współpracy. Po chwili zastanowienia podjąłem decyzję, że najwyższa pora zamknąć za sobą pewne drzwi i spojrzeć w przyszłość.
Jak prezentuje się ta wizja przyszłości?
– Perspektywa jest szeroka. Najważniejsze, że nadal będę mógł spełniać się jako piłkarz. Może już nie na centralnym poziomie, chociaż kto wie – może niedługo drugi zespół włączy się do walki o awans? Dodatkowo będę miał również możliwość kształcenia jako trener i pracy w roli asystenta przy zespołach młodzieżowych. Zawsze chciałem zostać przy sporcie, a dzięki Pogoni to przejście będzie bardzo płynne. Miałem propozycje z innych klubów, padały nawet konkretne kwoty. Ale teraz nie zależy mi, żeby zarabiać Bóg wie ile. Bardziej liczy się rozwój, a ten mam w Szczecinie zapewniony.
W drugim zespole będziesz mentorem dla dużo młodszych kolegów. Jak odnajdujesz się w tej roli?
– Myślę, że mogę chłopakom sporo pomóc – zarówno w kontekście piłkarskim, jak i szatniowym. Widzę w nich spory potencjał, cieszy mnie ich świadomość. Wystarczy ich teraz oszlifować, żeby byli gotowi na wejście do seniorskiej szatni. Szatni, w której gra się nie tylko o realizację marzeń i celów sportowych, ale też o pieniądze i utrzymanie rodziny. Nie każdy ma jeszcze świadomość, że jednym błędem może wyrządzić krzywdę całej drużynie. A wtedy nie ma sentymentów. Nikt nie chce pozbawiać ich fantazji i kreatywności, ale kluczem do sukcesu jest odpowiedzialność.
Z niejednego piłkarskiego pieca jadłeś chleb. Jak oceniasz jakość poszczególnych zawodników i sposób pracy w drugim zespole?
– Wszystko jest na najwyższym poziomie. Przygotowanie treningu, zaangażowanie zawodników, podejście sztabu szkoleniowego – życzyłbym sobie, żeby w każdym klubie tak to funkcjonowało. Mamy absolutnie wszystko, czego potrzebują zawodnicy, by wejść na wyższy poziom.
Nie miałeś problemu, by zaaklimatyzować się w nowej szatni? Większość zawodników jest jednak od Ciebie blisko dekadę młodsza.
– Myślę, że ten proces adaptacji przeszedł dość sprawnie. Jestem osobą otwartą, bezpośrednią i nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś ma 18 lat, czy jak Bartek Ława… 18 + VAT <śmiech>. Chłopacy też szybko zauważyli, że nie jestem „Panem Piłkarzem”, tylko normalnym facetem, gdy angażuje się w trening i ciężko pracuje.
Gdyby trener Rujnaic zadzwonił któregoś dnia i powiedział: „przyjdź na trening, potrzebuję środkowego obrońcy” to jesteś jeszcze gotowy do ekstraklasowej rywalizacji?
– Życie pisze różne scenariusze. Przykłady innych zawodników pokazują, że cały czas trzeba być gotowym. Jestem zdrowy i nie czuję, żebym miał zaraz kończyć przygodę z piłką. Jeśli tylko byłbym potrzebny, to zgłaszam gotowość. Dla mnie byłoby to spełnienie kolejnego marzenia – by nie tylko wrócić do Pogoni, ale również do I zespołu.