
Trwa wyjazdowa niemoc piłkarzy rezerw Pogoni Szczecin. Po remisie w Kołobrzegu i porażce na stadionie Świtu Skolwin tym razem podopieczni Pawła Sikory ulegli Sokołowi Kleczew 1:2.
Ze względu na piątkowy mecz pierwszego zespołu we Wrocławiu, trener Paweł Sikora nie mógł liczyć na wsparcie wielu ekstraklasowych zawodników. Do Kleczewa pojechali jedynie pauzujący za kartki Lasha Dvali oraz Mate Tsintsadze i Sebastian Kowalczyk, którzy nie znaleźli uznania w oczach Macieja Skorży. Prosto z Wrocławia do swoich kolegów dojechał również Patryk Paczuk, który pod nieobecność Jarosława Fojuta znalazł się w meczowej osiemnastce na mecz ze Śląskiem.
Po rozpoczęciu spotkanie Portowcy objęli wyraźną przewagę. Podopieczni Pawła Sikory dłużej utrzymywali się przy piłce i starali się rozgrywać atak pozycyjny. Dominacja czysto piłkarska nie przełożyła się jednak na okazje bramkowe. Gospodarze natomiast ograniczali się do prostej gry i po jednej z takich sytuacji wyszli na prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę próbował wybijać Patryk Adamczuk, ale zrobił to na tyle pechowo, że trafił do własnej bramki. – Takie bramki nie powinny się nam zdarzyć. Niepotrzebnie sprokurowany rzut wolny, niezdecydowanie bramkarza przy wyjściu do piłki i Sokół strzela bramkę z niczego – komentuje trener Paweł Sikora.
W drugiej połowie Portowcy starali się doprowadzić do wyrównania, ale brakowało im dokładności, spokoju i dłuższego utrzymania przy piłce. Swoje trzy grosze wtrącił także arbiter, który nie pozwalał na boiskową walkę i co chwila przerywał spotkanie. – Razem z trenerem Sokoła mieliśmy pretensje do arbitra. Podczas treningów uczymy zawodników walki bark w bark, a później w trakcie meczu takie sytuacje są interpretowane jako przewinienia – wyjaśnia szkoleniowiec Pogoni.
Dwadzieścia minut po zmianie stron piłkarze Dumy Pomorza stracili drugą bramkę. Po prostopadłym zagraniu piłkę sprzed końcowej linii zdołał uratować Joshua Balogun Kayode, który posłał ją w pole karne. Zrobił to jednak na tyle szczęśliwie, że ta przeleciała nad Jakubem Bursztynem i wpadła mu za kołnierz. – Sokół stworzył sobie dzisiaj pół sytuacji, a strzelił dwie bramki. A w zasadzie sami je sobie strzeliliśmy – mówi Paweł Sikora.
Trafić do bramki Sokoła udało się dopiero w 89. minucie. Po dośrodkowaniu z bocznego sektora piłkę na siódmym metrze przejął Hubert Matynia, który ubiegł obrońcę i strzałem w krótki róg przywrócił nadzieję na korzystny rezultat. Portowcom zabrakło jednak czasu, by doprowadzić do wyrównania i z Kleczewa wracają bez punktów.
– Patrząc na przebieg meczu – byliśmy dzisiaj zespołem lepszym. Rywal nie stworzył sobie praktycznie żadnej stuprocentowej okazji bramkowej. Jednak co z tego, skoro piłka nożna polega na strzelaniu bramek. Gdyby nie głupie błędy, może udałoby nam się wywieźć korzystny rezultat – podsumowuje szkoleniowiec Pogoni.
Sokół Kleczew – Pogoń II Szczecin 2:1 (1:0)
1:0 Patryk Adamczuk (s) 22’
2:0 Joshua Balogun Kayode 67’
1:2 Hubert Matynia 90’
Pogoń II Szczecin: Bursztyn – Kujawa, Adamczuk, Dvali, Matynia – Tsintsadze, Kowalczyk – Paczuk, Maćkowski, Paprzycki – Benedyczak