Runda jesienna w wykonaniu zespołu rezerw Pogoni Szczecin wzbudziła wiele emocji. Część kibiców zapamiętała przede wszystkim fatalną serię dziesięciu meczów bez zwycięstwa, efektem której jest dopiero trzynasta pozycja w ligowej tabeli. Inni wskazują natomiast na świetną końcówkę rundy oraz wzorcowe wprowadzenie młodych zawodników do seniorskiej piłki. My o opinię na temat ostatnich czterech miesięcy w wykonaniu podopiecznych Andrzeja Tychowskiego postanowiliśmy zapytać ekspertów – regionalnych dziennikarzy, którzy na co dzień żyją losami zespołu i kształtują opinię tysięcy swoich czytelników.
Wojciech Parada, Kurier Szczeciński
Drużyna III-ligowych rezerw w moim odczuciu powinna spełniać rolę pierwszych prób w dorosłym futbolu najbardziej utalentowanych nastolatków i tak też się dzieje w przypadku Pogoni. Miejsce w tabeli jest odległe, dochodziło do kilku wysokich porażek, jednak to kompletnie bez znaczenia. Jeżeli w wysoko przegranym meczu utalentowany junior nabiera doświadczenia, uczy się rywalizacji w trudnej sytuacji, to jest to korzyść.
Tak było w przypadku 16-letniego Marcela Wędrychowskiego, który w rundzie rozegrał blisko 1000 minut na szczeblu III ligi. Z jego postępów można być zadowolonym. 16-latek pokazał się z dobrej strony, przede wszystkim nie bał się odpowiedzialności, szukał ciekawych rozwiązań. W mojej ocenie klub przed każdą rundą powinien wytypować trzech, lub czterech najbardziej zdolnych juniorów, którzy powinni być podstawowymi zawodnikami w III-ligowych rezerwach, od nich powinno się rozpoczynać ustalanie składu i pod nich powinna być układana taktyka.
Poza Wędrychowskim nie widziałem takich piłkarzy. Najbardziej utalentowani juniorzy z rocznika 2000: Benedyczak, Żurawski, Sadowski mają za sobą po około 500 minut, czyli zdecydowanie za mało. Odsyłanie dwóch ostatnich do zespołu juniorów mija się z celem, a tak się działo.
Na pewno cieszą debiuty 15-latków: Turskiego i Kozłowskiego. Obaj zrobili niezły początek i pokazali przy okazji, że dobry piłkarz nie potrzebuje aklimatyzacji, strzela i asystuje w każdej drużynie, w każdym otoczeniu, po prostu biorąc na siebie odpowiedzialność. Chciałbym, żeby obaj wiosną grali już tylko w rezerwach, bo CLJ jest dla nich poziomem zbyt słabym.
W rundzie jesiennej najwięcej grali piłkarze, którzy są raczej bez szans na awans do pierwszej drużyny (Marczuk, Kuzko). Nie dostrzegłem młodego piłkarza, który błysnąłby, wszedł na zdecydowanie wyższy poziom, wyróżniał się na tle innych. Brakuje mi w młodych piłkarzach odwagi, próby rozwiązań trochę szalonych, pokazujących nie tylko talent, ale charakter młodego piłkarza, chcącego się wyróżnić, zrobić różnicę. Piłkarską poprawnością zbyt wiele się nie zdziała.
Takimi graczami, trochę niekonwencjonalnymi są ci najmłodsi, wspomniani: Wędrychowski, Turski i Kozłowski i głównie pod nich powinna być wiosną układana drużyna rezerw. Po nich spodziewam się największego postępu. Ci starsi (Benedyczak, Żurawski) jeżeli chcą być traktowani poważnie muszą już wiosną mocno zaatakować pozycje starszych kolegów w pierwszej drużynie.
Sebastian Szczytkowski, Głos Szczeciński
Jeżeli drużynę poznaję się nie po tym jak zaczyna, a po tym jak kończy, to za rezerwami Pogoni jest bardzo dobra runda. Od przełamania w meczu z Gwardią Koszalin zdobyła 15 z możliwych 21 punktów, a także wywalczyła awans w regionalnym Pucharze Polski. Gorzej, że ta passa rozpoczęła się po 10 kolejkach bez jakiegokolwiek zwycięstwa. Pozwoliła ona jedynie na ewakuację z dna tabeli. Była pocieszeniem. Tę rundę najlepiej więc podsumować, nucąc z zespołem Kombi: black and white. Trener mówi o kolorze szarym, ale to może sugerować, że było nudno, a to akurat nieprawda.
Stanęło na 16 punktach w 17 kolejkach, a to wynik mierny. Jeżeli niebawem zostaną potwierdzone informacje o wycofaniu się jednego z trzecioligowców, Pogoń ma osiem punktów przewagi nad miejscami spadkowymi. Wygląda to dobrze, ale nie może uspokajać. W drugiej lidze zagrożeni spadkiem są przecież Błękitni Stargard i Gryf Wejherowo.
O zmianach kadrowych nie było latem głośno, a z perspektywy czasu można było mówić o rewolucji. Trener Paweł Sikora, kapitan Patryk Paczuk, do tego pomocnicy Mateusz Bochnak, Rafał Maćkowski czy Dawid Zieliński to były postacie fundamentalne dla rezerw. Prawie cały trzon drużyny został przebudowany, a nie było przecież tak, że wraz z końcem okresu przygotowań, budowa kadry została zamknięta. W rezerwach Pogoni zagrało przed półmetkiem sezonu 40 piłkarzy, a to rekordowa liczba w lidze. Lech wystawił 39 zawodników.
Zmiany były więc i przed sezonem, i w jego trakcie. To mogło utrudnić złapanie rytmu. Pierwszą drużynę Pogoni nękała plaga kontuzji, co z kolei komplikowano delegowanie posiłków do drugiego zespołu. Te wszystkie okoliczności dają pełny obraz. Nie są usprawiedliwieniem, ale wytłumaczeniem fatalnego startu rundy.
Ponad 1000 minut spędzili na boisku Jakub Kuzko, Patryk Marczuk i Stanisław Wawrzynowicz. Klasycznego lidera zespołu jednak nie było, a dobrze byłoby takiego wykreować. Seiya Kitano kiedyś na poziomie trzeciej ligi strzelał gole i asystował jak na zawołanie. Kamil Słoma oraz Błażej Chouwer też mają solidne doświadczenie, czego tak jak w przypadku Japończyka, nie było widać w statystykach. W czołówkach rankingów indywidualnych podopiecznych Tychowskiego po prostu nie ma.
Priorytetem na rundę wiosenną jest utrzymanie. Poziom czwartej ligi jest niski, rezerwy Pogoni nie mają tam czego szukać. Ponadto uniknięcie spadku jest gwarancją otrzymania nagrody w programie Pro Junior System. W nim Pogoni jest druga, z miejsc premiowanych już nie wypadnie. Dobrym celem dla zespołu Tychowskiego byłoby wygranie regionalnego Pucharu Polski. Nie są to ulubione rozgrywki rezerw klubów ze szczebla centralnego, a przecież też mogą pasjonować. Będzie też w nowym roku kilka plam do zmazania. Po porażce 1:7 w Gnieźnie rezerwiści powinni nie móc się doczekać rewanżu z Mieszkiem w Szczecinie.
Mateusz Kasprzyk, Gazeta Wyborcza
Do podsumowania występów drużyny rezerw w rundzie jesiennej – podobnie zresztą jak pierwszego zespołu – najlepiej będzie pasowało powiedzenie, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Choć w przypadku podopiecznych Andrzeja Tychowskiego bardziej mamy do czynienia z młodzieńcami niźli mężczyznami, ponieważ szczecińskie rezerwy posłały do boju najmłodszy zespół w całej lidze.
Na początku sezonu licznik spotkań bez wygranej wskazywał coraz bardziej wstydliwe cyfry, ale włodarze klubu zastosowali podobną taktykę, jak w przypadku pierwszego zespołu i dali czas trenerowi Tychowskiemu (po wielu latach przejął zespół od Pawła Sikory), żeby zdążył poukładać wszystkie klocki po swojemu. Cierpliwość się opłaciła, ponieważ Portowcy w drugiej części rundy zaczęli regularnie gromadzić punkty i wydostali się ze strefy spadkowej. O spektakularnym wyniku na koniec sezonu nie ma co marzyć, ale najważniejsze, że grupa kandydatów do spadku została już daleko w tyle i wiosną młody zespół będzie mógł grać ze świadomością względnego komfortu.
W przypadku rezerw trzeba jednak spojrzeć trochę szerzej, bo na ocenę końcową nie składają się tylko wyniki ligowych meczów. Warto zauważyć, że z powodzeniem na trzecioligowych boiskach zadebiutowali ledwie 15-letni (!) Hubert Turski i Kacper Kozłowski, którzy z miejsca stali się kandydatami na kolejnych Walukiewiczów i Piotrowskich. Występy takich diamentów są znacznie cenniejsze od ewentualnych zwycięstw nad najlepszymi zespołami trzeciej ligi. Świadczą o silę szczecińskiej akademii i dają sygnał innym młodym zawodnikom, że w Szczecinie szybko można rozwinąć swój talent na seniorskich boiskach.
Cieszy też fakt, że Portowcy przyzwoicie zaprezentowali się na tle zagranicznych rywali w Baltic Sea Cup. Wygrane z Herthą Berlin i remis z FC Kopenhaga, to osiągnięcia, które jak najbardziej należy wpisać na pierwszą stronę klubowego CV. Młodzi piłkarze Pogoni nareszcie zaczęli również regularnie grać na wypożyczeniach, co pozwoli odkleić od szczecińskiej młodzieży łatkę zawodników, którzy mają problem z przeskoczeniem na seniorski poziom.
Daniel Trzepacz, PogonSportNet
W kontekście zespołu rezerw nie można nie wspomnieć o fatalnym początku, kiedy trudno było o jakąkolwiek zdobycz punktową. Złożyło się na to wiele czynników – graliśmy bardzo młodym składem, terminy spotkań pokrywały się z meczami 1 zespołu, więc nie było szans na jakiekolwiek wzmocnienia. W pierwszych spotkaniach widać było, że Ci młodzi chłopcy dopiero nabywają seniorskiego ogrania. Ale gdy już się przełamali, to zebrali na tyle dużo punktów, że zdołali wydostać się ze strefy spadkowej. Pod kątem sportowym to najważniejsze, bowiem spadek zespołu do IV ligi byłby bolesny dla akademii i całej Pogoni.
Wśród pozytywów ponownie dostrzegam działania włodarzy klubu. Widać, że wiele nauczyli się na przykładzie I zespołu i potrafią trzymać nerwy na wodzy. Na pytania odnośnie dyspozycji zespołu rezerw zawsze odpowiadali ze spokojem, wiarą i przekonaniem, że drużyna zacznie w końcu punktować. To bardzo budujące. Poczucie zaufania ze strony władz klubu z pewnością dało również pozytywnego kopa trenerowi Andrzejowi Tychowskiemu.
Najbardziej istotny jest natomiast fakt, że drużyna została oparta o młodych zawodników. Większość z nich jest jeszcze nastolatkami, a niektórzy dopiero co ukończyli 15 lat. To bardzo budujące z perspektywy całego klubu, że szkolimy zawodników, którzy wchodzą do dorosłej piłki i potrafią od razu wnieść sporo jakości.
Bartosz Witkowski, DumaPomorza.pl
Myśląc o rundzie jesiennej w wykonaniu rezerw Pogoni mam przed oczami przede wszystkim fatalny początek. Z dużym zaniepokojeniem patrzyłem na to, co dzieje się w III lidze, bo osobiście nie pamiętam tak długiej serii bez zwycięstwa. Trener Andrzej Tychowski z pewnością nie miał łatwych chwil – zwłaszcza, że to jego debiutancki sezon w roli szkoleniowca drugiego zespołu.
W drugiej części rundy na szczęście przyszło jednak przełamanie, które pozwoliło podreperować bilans punktowy. Pięć zwycięstw w siedmiu spotkaniach to bardzo dobry rezultat, który pozwolił wypłynąć na powierzchnię i opuścić strefę spadkową. Duża w tym zasługa zawodników z I zespołu, którzy potrafili przenieść swoją jakość na trzecioligowe boiska.
Więcej powodów do zadowolenia można dostrzec, gdy nie patrzy się wyłącznie na tabelę. Najbardziej cieszy fakt, że wśród młodych zawodników zaczynają klarować się liderzy – Marcel Wędrychowski, Kacper Kozłowski czy Hubert Turski. Widać jak na dłoni, że filozofia akademii jest realizowana – klub nie próbuje całego rocznika wprowadzić do I zespołu, ale skupia się na jednostkach, które za chwilę mogą stanowić o jego sile. W przypadku wymienionej wcześniej trójki wydaje mi się, że pytanie nie brzmi „czy?”, ale „kiedy?”.
Zespół rezerw od lat ma postawione przed sobą dwa cele: ogrywać młodych zawodników i utrzymać się w III lidze. Oba póki co są realizowane. Wiosną trzeba będzie jednak zachować dyspozycję w końcówki rundy jesiennej i od samego początku zacząć punktować. Nie można sobie po raz drugi pozwolić na taki przestój, bo końcówka sezonu może być nerwowa. Jeśli Portowcy będą solidnie punktować na własnym obiekcie i walczyć na wyjazdach, powinni uplasować się w środku tabeli.