– Nigdy nie ukrywałem, że chciałbym wrócić do Szczecina i pracować w Pogoni. Spędziłem tutaj sześć lat swojego życia i mocno związałem się – zarówno z miastem, jak i klubem. Kiedy więc zadzwonił telefon od Darka Adamczuka, nie zastanawiałem się ani chwili. Cieszę się, że jestem w tym miejscu. To praca, która daje mi dużo satysfakcji, radości i w której się realizuję – mówi trener-koordynator Akademii Pogoni, Maksymilian Rogalski.
Za Tobą pierwsze pół roku „po drugiej stronie rzeki”. Jak czujesz się za biurkiem, zamiast na piłkarskim boisku?
– Na pewno była to poważna zmiana w moim życiu. Ale przyznam szczerze – wszystko działo się tak szybko, że nawet nie spostrzegłem, kiedy ten proces miałem już za sobą. Oczywiście, czasami siedząc na meczu grup młodzieżowych było delikatne ukłucie w sercu, że to się wszystko skończyło. Piłka była całym moim życiem i – tak samo jak chłopakom z Akademii – sprawiała mi dużo radości. Pewnych rzeczy się jednak nie przeskoczy i trzeba się z nimi pogodzić.
Choć nieco w innej roli, to piłka cały czas jest w Twoim życiu obecna. Nie każdy piłkarz po zakończeniu kariery ma taką możliwość, by zostać trenerem, dyrektorem sportowym czy ekspertem telewizyjnym. Tobie się udało.
– Bardzo się z tego cieszę. Włodarzom klubu należą się ogromne podziękowania, że pomyśleli o mojej osobie. Wielokrotnie wyobrażałem sobie – pewnie jak większość zawodników w pewnym wieku – co będzie, gdy to wszystko się skończy. Nigdy nie ukrywałem, że chciałbym wrócić do Szczecina i pracować w Pogoni. Spędziłem tutaj sześć lat swojego życia i mocno związałem się – zarówno z miastem, jak i klubem. Kiedy więc zadzwonił telefon od Darka Adamczuka, nie zastanawiałem się ani chwili. Rodzinnie podjęliśmy decyzję, że to najlepsza możliwa droga. Cieszę się, że wszystko nastąpiło tak płynnie. Cały czas jestem przy piłce, poznaję ją od drugiej strony, uczę się nowych rzeczy, zdobywam ciekawe doświadczenie. Nie ukrywam, że to praca, która daje mi dużo satysfakcji, radości i w której się realizuję.
Bardzo musiałeś zmienić swój tryb życia po zakończeniu kariery? Stosujesz specjalną dietę, żeby nie zyskać dyrektorskich kształtów?
– Szczerze mówiąc zastanawiałem się nad tym, jak to będzie wyglądało. Spodziewałem się, że zaraz zacznę rosnąć i puchnąć. Ale na szczęście nie było źle – nawet trochę straciłem na wadze. Tryb dnia nieco uległ zmianie, ale byłem na to przygotowany. Nie jest też tak, że zupełnie skończyłem ze sportem – jak tylko jest okazja, to wychodzę, żeby się poruszać. A co do diety – nawet grając w piłkę nie stosowałem jakichś restrykcyjnych zasad żywieniowych. Starałem się wszystko robić z rozsądkiem i tak samo jest teraz. I chociaż to spalanie jest zdecydowanie mniejsze, to nie musiałem jeszcze wymieniać garderoby.
Na dobre nie zawiesiłeś jednak butów na kołku, bowiem aktywnie uczestniczysz w treningach grupy Pogoń Future. To taka odskocznia od codziennej pracy za biurkiem?
– Zdecydowanie tak! Przyjemnie jest wrócić na boisko, pooddychać świeżym powietrzem. To fajny przerywnik od codziennych obowiązków. Pracuję z fajną grupą chłopaków, ze świetnymi trenerami. Dla mnie to też liźnięcie trenerskiego fachu, w którym chcę się rozwijać. Myślę, że swoim boiskowym doświadczeniem jestem w stanie pomóc chłopakom w rozwoju. Mam za sobą ponad sto meczów w Ekstraklasie, więc patrzę na piłkę w nieco inny sposób. Swoje spostrzeżenia zawsze przekazuję zawodnikom i mam nadzieję, że są dla nich pomocne.
Na pewno przychodziłeś do klubu z pewnymi oczekiwaniami, wyobrażeniami. Na ile rzeczywistość się z nimi pokryła, a na ile niektóre aspekty były zaskoczeniem?
– Przed objęciem funkcji trenera-koordynatora już sporo wiedziałem, bo cały czas byłem w kontakcie z Robertem Kolendowiczem. Znamy się bardzo dobrze jeszcze z szatni, więc sporo mi na ten temat opowiadał i niejako przygotowywał mnie do objęcia tej roli. Należą mu się naprawdę ogromne podziękowania, bo nie rzucił mnie na głęboką wodę, tylko sukcesywnie mnie wprowadzał. Zresztą jestem wdzięczy każdej osobie w klubie, bo dostałem bardzo wiele pomocy i ciepłych słów. Każdy jest niezwykle otwarty i świetnie nam się współpracuje. A co do zaskoczeń – nie spodziewałem się, że aż tyle czynników wpływa na pracę Akademii i całego klubu. W każdym tygodniu mamy spotkania, ustalamy kwestie organizacyjne, bierzemy pod uwagę plany I zespołu. Nie sądziłem, że kooperacja poszczególnych grup jest tak szeroka. Na pewno więc się nie nudzę – cały czas jest coś do zrobienia.
Ostatnie półrocze faktycznie było intensywne. Reforma rozgrywek U18, Baltic Sea Cup, współpraca z HSV, kryzys zespołu rezerw. Szybko musiałeś wskoczyć w nowe buty.
– Bez dwóch zdań, było intensywnie. Ale to fajnie, bo od razu wszedłem i zacząłem działać. Dla mnie to świetny poligon doświadczalny. Wierzę, że takich projektów będzie coraz więcej, bo na tym to wszystko polega. Każdy dzień przynosi nowe perspektywy – zarówno dla mnie, jak i całej Akademii.
Jednym z projektów, nad którymi trzymałeś pieczę, była współpraca z HSV. Jakie korzyści udało się wyciągnąć z podpisanej w czerwcu umowy?
– Tych aspektów jest bardzo wiele. Podczas wyjazdu do Aalborga zawodnicy rezerw mieli możliwość treningu na obiektach HSV. Pod koniec roku trzech naszych trenerów było również na stażu, gdzie zostali bardzo ciepło przyjęci. Niedawno mieliśmy spotkanie podsumowujące, podczas którego przedstawiali swoje wrażenia – bez dwóch zdań to dla nas ogromna lekcja organizacyjna i szkoleniowa. Do tego dochodzą również sparingi – w marcu zagramy trzy mecze z grupami młodzieżowymi HSV, na kwiecień mamy zaplanowany kolejny mecz. Jesteśmy również na etapie planowania wizyty trenerów z Hamburga na naszych obiektach, by mogli zapoznać się z filarami naszego szkolenia. Cały czas rozwijamy tę współpracę i myślę, że z miesiąca na miesiąc będziemy czerpać jeszcze więcej korzyści.
Na Twoje barki spadł również projekt Baltic Sea Cup. Jak oceniasz te rozgrywki?
– Priorytetem w przypadku ligi bałtyckiej był rozwój naszych chłopaków. Nie chodziło o wyniki i zdobywanie pucharów, bo takich nie ma. Z perspektywy szkoleniowej to świetne doświadczenie. Zagraliśmy międzynarodowe pojedynki o stawkę z Herthą Berlin, Odense czy FC Kopenhagą – zespołami, z którymi pewnie trudno byłoby się nam umówić nawet na sparing. Teraz przyjdzie czas na podsumowania i decyzje odnośnie przyszłości rozgrywek. Jest wola, by go kontynuować – może z rundą rewanżową, może z powiększeniem liczby zespołów. Czekamy na to, co będzie dalej, ale liczymy, że nie zapomną o nas w kolejnych edycjach.
Do Akademii trafiłeś prosto z piłkarskiego boiska, więc nie miałeś możliwości nabyć trenerskiego doświadczenia. Na ile był to dla Ciebie problem? Chcesz rozwijać się w tym kierunku?
– Grając w piłkę ciężko jest robić trenerską licencję. Wielokrotnie podchodziłem do kursów. Będąc jeszcze w Pogoni zapisaliśmy się razem z Robertem Kolendowiczem. Zjazdy są jednak w weekendy, co koliduje z meczami i wyjazdami. Po kilku tygodniach usłyszeliśmy jasno: „nie ma Was na zajęciach, więc nie możecie podejść do egzaminu”. Dla mnie to było w pełni zrozumiałe. Dlatego zaraz po zakończeniu kariery zacząłem nadrabiać zaległości i aplikowałem na kurs trenerski. Tak naprawdę teraz czekam tylko, aż rozpoczną się zajęcia. Na szczęście w pracy brak licencji nie jest dla mnie przeszkodą. Pracowałem z wieloma trenerami i od każdego coś wyciągnąłem. Na własnej skórze sprawdziłem, jakie metody działają, a jakie zawodzą. Doświadczenie boiskowe mam całkiem duże i na nim mogę bazować. Kurs trenerski traktuję raczej jako uzupełnienie kwestii formalnych, niż sposób na odkrycie piłki na nowo. Zresztą obcuję w Pogoni ze świetnymi trenerami, dzięki którym zdobyłem już mnóstwo nowej wiedzy. A myślę, że swoim doświadczeniem również wniosłem coś nowego do ich spojrzenia na piłkę.
Masz okazję patrzeć na system szkolenia z dwóch perspektyw – najpierw jako zawodnika, teraz jako trenera-koordynatora. Jak oceniasz zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich 20 lat?
– To są lata świetlne. Już robiąc pierwszy kurs trenerski zauważyłem, jak ogromny postęp zrobiliśmy pod kątem myślenia o szkoleniu młodzieży. Oczywiście – do najlepszych w Europie wciąż nam wiele brakuje. Widzę jednak, że się rozwijamy i wierzę, że będzie coraz lepiej. Jako zawodnik mogę tak naprawdę dziękować szczęściu, że doszedłem tam, gdzie doszedłem. Nie wiem jak się uchowałem, bo nie przeszedłem żadnego profesjonalnego procesu szkolenia. A mimo to zagrałem w Ekstraklasie i spełniłem swoje marzenia. Oczywiście można mieć wyrzuty i oczekiwać więcej, ale z drugiej strony mogłem na piłce nie zarobić nawet złotówki. Dzisiejsza organizacja zajęć, sposób prowadzenia treningów czy sama baza są nieporównywalne z tym, co ja miałem do dyspozycji jako młodzik czy trampkarz.
Jakie uczucia Ci towarzyszą, gdy myślisz o ostatnim półroczu? Satysfakcja, zadowolenie, niedosyt?
– W moim odczuciu to było niezłe pół roku. Można oczywiście otworzyć tabele i powiedzieć „nie jest dobrze”. Rezerwy długo były w strefie spadkowej, zespół U18 jesień zakończył poza podium, młodsze roczniki też nie wygrały swoich lig. Ale my patrzymy pod innym kątem, przez pryzmat indywidualnego rozwoju zawodników. I pod tym względem jesteśmy zadowoleni. Mieliśmy blisko czterdzieści powołań do reprezentacji Polski we wszystkich kategoriach wiekowych. W III lidze postawiliśmy na młodzież i pozwoliliśmy na debiut chłopakom z rocznika 2002 czy nawet 2003. Część zawodników ma za sobą również treningi z I zespołem i od stycznia rozpocznie przygotowania pod okiem trenera Runjaica. To jest wykładnik naszej pracy. Myślę, że znów zrobiliśmy krok do przodu.
Czego więc życzyć Akademii na nowy rok?
– Żebyśmy cały czas z pokorą robili to, co robimy. Sport jest jaki jest – nie zawsze się wygrywa. Mam jednak przekonanie, że wszyscy ciągniemy w dobrą stronę. Ważne jest, by się rozwijać i stwarzać zawodnikom jak najlepsze warunki do wytężonej pracy. Oczywiście przyjemnie byłoby zakończyć sezon z medalami mistrzostw Polski, ale nie to jest dla nas najważniejsze. Skupmy się na swojej pracy, a rok 2019 będzie dla nas bardzo dobry.