Znakomity tydzień mają za sobą juniorzy starsi Pogoni. Po pokonaniu w środę Legii Warszawa dziś podopieczni trenera Łęczyńskiego uporali się z aktualnym mistrzem Polski – Górnikiem Zabrze. – Pomimo krótkiego odpoczynku zespół potrafił nastawić się bojowo i pokazać swoje atuty. Dopisało nam też dzisiaj trochę szczęścia, ale myślę, że wydatnie mu pomogliśmy – ocenia szkoleniowiec Dumy Pomorza.
Do starcia z broniącym mistrzowskiego tytułu Górnikiem granatowo-bordowi przystąpili w nieco odmienionym składzie. Po dłuższej przerwie do wyjściowej jedenastki powrócili Dawid Rezaeian i Piotr Delner, miejsce na boku pomocy zajął Olaf Korczakowski, a między słupkami pojawił się Marcel Mendes. – Jestem zadowolony z podstawy chłopaków, którzy w poprzednich meczach nie byli podstawowymi zawodnikami, a dziś zaczęli mecz od pierwszej minuty. To pokazuje, że choć nie mamy zbyt szerokiej kadry, to każdy z chłopaków ma na tyle dużo jakości, by wyjść na boisko i walczyć z Legią Warszawa czy aktualnym mistrzem Polski – tłumaczy Piotr Łęczyński.
Starcie z Górnikiem od początku miało szalony przebieg. Pierwszy gwizdek arbitra nie wybrzmiał jeszcze na dobrze, a przyjezdni już mogli prowadzić 1:0. Z pojedynku oko w oko z Kosmą Zawadą zwycięsko wyszedł jednak Marcel Mendes. Dwie minuty później z otwierającego trafienia cieszyli się natomiast Portowcy – po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę w polu karnym zebrał Kamil Kort i – przy wydatnym udziale jednego z obrońców Górnika – wpisał się na listę strzelców.
W kolejnych minutach oba zespoły konsekwentnie grały otwartą piłkę, tworząc sobie wiele okazji do zmiany wyniku. W drużynie Górnika najlepszą zmarnował Kosma Zawada, który – po wątpliwym faulu Piotra Delnera na Bartłomieju Iwańskim – ustawił piłkę na jedenastym metrze. Obrońca gości, wyraźnie przerażony widokiem blisko dwumetrowego Marcela Mendesa, pomylił się jednak i uderzył w słupek.
Pięć minut to błędzie Zawady lekcji wykonywania rzutów karnych mógł mu udzielić Olaf Korczakowski. Po faulu Mateusza Fundamenta na Kamilu Korcie arbiter ponownie wskazał bowiem na wapno. Uderzenie pomocnika Dumy Pomorza również dalekie było od ideału, co pozwoliło Maksymilianowi Ćwikowi na skuteczną interwencję. Przy dobitce Korczakowskiego bramkarz Górnika był jednak bez szans.
Dwubramkowego prowadzenia Portowcom nie udało się jednak utrzymać do przerwy. W końcowych sekundach pierwszej odsłony Bartłomiej Iwański dalekim wrzutem z autu znalazł w polu karnym Daniela Cieślę, który wygrał powietrzny pojedynek z Bartłomiejem Smolarczykiem i strzałem głową zdobył kontaktową bramkę dla swojego zespołu. – Pierwsza połowa piłkarsko nie ułożyła się do końca tak, jak byśmy chcieli. Rywale dobrze funkcjonowali w defensywie, a my nie mogliśmy złapać właściwego rytmu. Zrobiliśmy też kilka strat, które mogły skończyć się utratą bramek. Sztuką jest jednak prowadzić w meczu, gdy nie wszystko idzie po naszej myśli. Porozmawialiśmy sobie w szatni i po przerwie widzieliśmy już taki zespół, który zawsze chcemy oglądać – tłumaczy trener Łęczyński.
W drugiej odsłonie zawodnicy Dumy Pomorza uspokoili grę i przejęli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Na efekty nie trzeba było długo czekać – po szybkim rajdzie prawym skrzydłem Szymon Cybulski znalazł w polu karnym Kacpra Łukasiaka, a ten sprytnym zagraniem wywiódł w pole dwóch obrońców Górnika i mocnym strzałem w samo okienko wyprowadził swój zespół na dwubramkowe prowadzenie.
Przez kolejne minuty spotkanie układało się po myśli Portowców i wydawało się, że trzy punkty pozostaną w Szczecinie. W 80. minucie Dominik Kulon urwał się jednak spod opieki Dawida Fornalika, wpadł w pole karne po czym został powalony na murawę przez młodego defensora Pogoni. Arbiter po raz trzeci w tym meczu wskazał na jedenasty metr, na którym piłkę tym razem ustawił Marcel Peda. Pomocnik Górnika – ponownie jak w pierwszej połowie Kosma Zawada – przegrał jednak pojedynek z Marcelem Mendesem, choć po dobitce piłka ostatecznie wylądowała w siatce. – Po straconej bramce w nasze szeregi wkradła się nerwowość. Mogliśmy jej uniknąć, strzelając bramkę na 4:2. Nie wykorzystaliśmy jednak swoich okazji, daliśmy Górnikowi nadzieję na korzystny rezultat i mogliśmy na to słono zapłacić – tłumaczy trener Łęczyński.
W doliczonym czasie gry zawodnicy z Zabrza stanęli przed szansą, by po raz trzeci posłać piłkę do siatki i wywieźć ze Szczecina jeden punkt. Po faulu na Jakubie Szczepaniku sędzia spotkania po raz czwarty zdecydował się bowiem na odgwizdanie rzutu karnego. Odpowiedzialność na swoje barki tym razem wziął Alan Lubaski, ale – podobnie jak wcześniej jego koledzy – nie znalazł sposobu na Marcela Mendesa.
– Cieszymy się z postawy Marcela, ale na zwycięstwo zapracowała dziś cała drużyna. Chłopacy zostawili na boisku mnóstwo sił i z przebiegu spotkania zasłużyli na komplet punktów. Rzuty karne wynikały z trzech błędów indywidualnych, które nie powinny nam się przytrafił. Może dopisało nam dzisiaj trochę szczęścia, ale myślę, że wydatnie mu pomogliśmy – ocenia trener Łęczyński. – Za nami pozytywny, ale też bardzo wyczerpujący tydzień. Chłopacy wrócili do szkoły, więc zmienił się ich sposób funkcjonowania. Nie dość, że obciążenia są większe niż wcześniej, to na dodatek mieliśmy jeszcze w środku tygodnia trudne spotkanie z Legią Warszawa. To był zwariowany czas i dzisiejszy mecz był jego najlepszym zwieńczeniem. Teraz czas na krótki odpoczynek, a od poniedziałku myślimy już tylko o meczu z UKS-em SMS Łódź – podsumowuje.
5. kolejka Centralnej Ligi Juniorów U18
Pogoń Szczecin – Górnik Zabrze 3:2 (2:1)
1:0 Kamil Kort 4’
2:0 Olaf Korczakowski 25’
2:1 Daniel Cieśla 43’
3:1 Kacper Łukasiak 52’
3:2 Marcel Peda 82’
Pogoń Szczecin: Mendes – Rezaeian, Żurawski, Delner, Białczyk – Smolarczyk (73’ Rybicki), Kort – Cybulski (73’ Fornalik), Łukasiak, Korczakowski – Grzelka