– Żadna minuta spędzona w Pogoni nie była stracona. Myślę, że marzeniem każdego trenera z regionu powinna być praca w Dumie Pomorza. Nie ma bowiem klubu z większą marką, renomą i historią. Wierzę, że jeszcze kiedyś dane mi będzie nosić gryfa na piersi – mówi Paweł Sikora, były trener rezerw Pogoni Szczecin.
Po blisko czterech latach spędzonych w Szczecinie żegna się trener z Pogonią. Jak trener wspomina czas spędzony przy Twardowskiego?
– Staram się, aby wszystko, co robię w życiu, służyło nauce i powiększaniu kwalifikacji zawodowych. Zaczynałem jako asystent we Flocie Świnoujście na poziomie I ligi. Potem była Arka Gdynia – klub o lepszej organizacji i zdecydowanie większych możliwościach. Tam również zasmakowałem pracy pierwszego trenera – poczułem tę presję i adrenalinę. Przed czterema laty trafiłem do Pogoni i chociaż pracowałem tylko na poziomie III ligi, to ten czas był dla mnie bardzo pożyteczny. Mogłem obserwować pracę trenerów z Ekstraklasy, uczyć się od nich warsztatu, ale również wyciągać wnioski z popełnianych przez nich błędów. Zdobyłem ogromny bagaż doświadczeń, z którym teraz idę dalej. Na pewno będę wspominał ten okres bardzo pozytywnie. Uważam, że żadna minuta spędzona w Pogoni nie była stracona.
Większość kibiców kojarzy trenera z pracy w zespole rezerw. Do klubu przychodził trener jednak jako analityk, a później pełnił również funkcję asystenta pierwszego trenera. W której z tych ról czuł się trener najlepiej?
– Każda funkcja uczy trenera innego spojrzenia – zarówno na trening, jak i na zawodników. Rola analityka jest bardzo ważna, bo od dobrze wykonanej pracy w dużej mierze zależy to, co wydarzy się podczas meczu na boisku. Praca była żmudna i pracochłonna, ale nauczyła mnie analitycznego podejścia do zawodu i koncentrowania się na detalach w grze. Jako asystent czy trener bardziej jest się natomiast związanym z zespołem, z piłkarzami. Wchodzi się do szatni, pracuje z nimi na treningach, obserwuje podczas meczów. Praca z zawodnikami na najwyższym szczeblu była dużym wyróżnieniem i wiele mnie nauczyła.
Praca z zespołem rezerw również miała swoją specyfikę. Niejednokrotnie trzeba było pogodzić kilka, często sprzecznych, celów – z jednej strony wprowadzać młodych zawodników do dorosłej piłki, z drugiej pomagać graczom pierwszego zespołu wrócić do pełnej dyspozycji.
– Ciężko o nas powiedzieć, że byliśmy typowym, trzecioligowym zespołem. Wystarczy spojrzeć na statystykę zawodników, którzy wystąpili w ostatnim sezonie. Myślę, że przekroczyliśmy liczbę 40. Nie jest to łatwa praca, bo trzeba myśleć bardziej globalnie – nie tyle o potrzebach swojego zespołu, ale całej Pogoni. Większość ocenia nas przez pryzmat wyników i nie myśli o tym, że są one w pewien sposób sprawą drugorzędną. Celem podstawowym jest otwieranie zawodnikom z Akademii wrót do dorosłej piłki oraz pomoc tym, którzy ze względu na słabszą dyspozycję czy kontuzje nie mają możliwości gry w Ekstraklasie.
W ciągu czterech lat pomógł trener wielu zawodnikom wejść na najwyższy poziom. Sebastian Kowalczyk, Marcin Listkowski, Jakub Piotrowski, Hubert Matynia, Adrian Benedyczak – moglibyśmy tak długo wymieniać. Do rozwoju każdego z nich przyłożył trener rękę. Czuje trener dumę?
– Cieszę się, że byłem szczeblem w tej całej drabinie i pomogłem kilku zawodnikom wskoczyć do seniorskiej piłki. Ciężko sobie przypisywać zasługi, bo nad rozwojem poszczególnych piłkarzy pracują wszyscy – od trenerów grup dziecięcych, juniorów młodszych, starszych, a także I zespołu. Ja byłem przedostatnim szczeblem w tej drabinie i starałem się pokazać zawodnikom, na czym polega dorosły futbol. Przede wszystkim próbowaliśmy zaadaptować ich motorycznie oraz mentalnie, bo w tych aspektach najczęściej pojawiały się problemy. Często zdarza się, że trafia do nas kompletny zawodnik, ale nie radzi sobie z presją, oczekiwaniami albo odstaje fizycznie od starszych kolegów. Robiliśmy wszystko, by ułatwić im grę w pierwszym zespole i mam nadzieję, że nasza misja będzie kontynuowana.
Pod względem sportowym również ma trener na koncie kilka sukcesów. Już w pierwszym sezonie został trener rzucony na głęboką wodę i zmuszony do walki o miejsce w zreformowanej III lidze. Po emocjonującej walce udało się wówczas zakończyć sezon w czołowej siódemce i uniknąć degradacji. W tym sezonie utrzymania byliście pewni już praktycznie po rundzie jesiennej.
– Radość sprawia mi każdy wygrany mecz. Nie ważne w której lidze i na jakim pułapie. Kilkakrotnie musieliśmy drżeć o utrzymanie, ale nigdy nie zostaliśmy zdegradowani. Ostatni sezon faktycznie był spokojniejszy, dzięki czemu mogliśmy pozwolić sobie na więcej eksperymentów i ogrywanie poszczególnych zawodników. Pamiętajmy, że w końcówce sezonu mieliśmy do dyspozycji zaledwie 14-15 zawodników, bo pozostali mieli do wykonania swoje zadania w Centralnej Lidze Juniorów U19 oraz I zespole. Na tym polega właśnie praca w rezerwach. Największym sukcesem będzie dla mnie, gdy w niedalekiej przyszłości zobaczę tych graczy w Lotto Ekstraklasie czy na zagranicznych boiskach.
Przez wiele lat był trener związany ze Szczecinem. Praca w Pogoni była marzeniem i celem w trenerskiej karierze?
– Urodziłem się w Łobzie, ale od ponad dwudziestu lat moim domem jest Szczecin. Jestem mocno związany – zarówno z miastem, jak i klubem. Uważam, że dla każdego trenera pracującego w naszym województwie, praca w Pogoni Szczecin powinna być marzeniem, celem i najwyższym wyróżnieniem. Nie ma w regionie klubu z większą marką, renomą i historią.
To skąd decyzja, by zakończyć pracę w Pogoni?
– Dosyć długo pracowałem w III lidze, zebrałem doświadczenie od wielu trenerów. Pora wykorzystać wszystko, czego nauczyłem się w Pogoni i pracować na własne nazwisko.
Kilka dni temu został trener szkoleniowcem Pogoni… Siedlce. Dobry wybór, nie będzie się mylić.
– Po latach pracy w Pogoni pewne przyzwyczajenia mogły zostać. A tak jestem bezpieczny – nawet jeśli na konferencji prasowej podświadomie pomyślę o klubie ze Szczecina, to po zdaniu „Walczymy z Pogonią o zwycięstwo!” nie powinno być afery <śmiech>. A tak zupełnie poważnie – praca w Siedlcach jest dla mnie wyzwaniem. Zespół niedawno przegrał mecz barażowy z Garbarnią Kraków i spadł do II ligi. Wszystko trzeba poukładać od nowa – łącznie z kadrą i sztabem szkoleniowym. Pracy jest bardzo dużo, a czasu niewiele. Jestem jednak przekonany, że wspólnie ze sztabem jesteśmy w stanie podnieść ten klub i zrealizować postawiony przed nami cel.
Widzi trener w Siedlcach któregoś ze swoich dotychczasowych podopiecznych?
– Jest kilka nazwisk. Wielu z tych chłopców ma potencjał, żeby grać w II lidze. Nie chcę mówić o personaliach, bo najpierw muszę porozmawiać z władzami Pogoni. Na szczęście znają mnie w Szczecinie, wiedzą jaki mam warsztat. Myślę, że nie będzie problemu, by któryś z zawodników trafił do Siedlec na zasadzie wypożyczenia.
Teraz przed trenerem kolejne wyzwania. Myśli jednak trener, by kiedyś wrócić do Szczecina?
– Po to idę w świat, by się rozwijać. Moim celem jest praca w Ekstraklasie. Najprzyjemniej byłoby otrzymać ofertę od własnego klubu. Pracując w Arce udowodniłem, że jestem do tego przygotowany – zarówno mentalnie, jak i warsztatowo. Mam nadzieję, że moja dalsza dobra praca zostanie doceniona i kiedyś będę miał okazję wrócić do Pogoni. Dziękuję wszystkim osobom, z którymi miałem okazję pracować – prezesom, dyrektorom, koordynatorom, kolegom trenerom, pracownikom biura, administracji i obsługi. Każdy człowiek jest cząstką tego klubu i pracuje na jego sukces. Rozstajemy się w bardzo dobrej atmosferze i liczę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Nie mówię żegnaj, ale do zobaczenia!