Miłością do sportu zaraziła ich mama – była siatkarka Chemika Police, czterokrotna mistrzyni Polski i wielokrotna reprezentantka kraju. Obaj, od biegania po siatkarskim parkiecie, woleli jednak piłkarskie boisko. – Próbowaliśmy wielu dyscyplin, ale w piłce nożnej zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Wierzymy, że uda nam się przebić osiągnięcia mamy i dołożyć kilka trofeów do domowej gabloty – mówią zawodnicy Pogoni, bracia Dariusz i Bartosz Krzysztofkowie.
Dla wielu kibiców siatkówki jest jedną z legend kobiecej siatkówki. Agata Żebro-Krzysztofek najpierw dwukrotnie sięgnęła po mistrzostwo Polski z Chemikiem Police, by następnie powtórzyć ten sukces w barwach Augusto Kalisz. Na swoim koncie ma również srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski oraz pięć krajowych pucharów. – Osiągnęła w swojej karierze bardzo dużo. W zasadzie mogę o niej mówić tylko w samych superlatywach. Była wzorową zawodniczką – niezwykle utalentowaną, pracowitą, a do tego bardzo koleżeńską. Pełniła również funkcję kapitana i zawsze miała doskonały wpływ na zespół. Jako trener mogłem się tylko cieszyć, że mam w swoich szeregach taką zawodniczkę. Swoją grą dawała nam wiele radości i satysfakcji – mówi ówczesny trener polickiego zespołu, Waldemar Kuczewski.
W swoim sportowym CV wychowanka Kolejarza Katowice ma również kilkadziesiąt spotkań w europejskich pucharach oraz blisko 130 występów w reprezentacji Polski. Gdy na przełomie wieków – nieco przedwcześnie – kończyła profesjonalną karierę, była gwiazdą nie tylko polskiego, ale wręcz europejskiego formatu. – Szczerze mówiąc nie wiedziałem skąd taka decyzja. Myślałem, że może była to kwestia kontuzji lub kondycji klubu z Kalisza, który wtedy borykał się z problemami. Okazało się jednak, że postanowiła oddać się rodzinie – najpierw wyszła za mąż, a potem powiększyła grono swoich najbliższych. W sumie nic dziwnego – pochodzi ze Śląska, sprawy osobiste zawsze były dla niej niezwykle istotne – dodaje trener Kuczewski.
Kilkanaście miesięcy po zakończeniu kariery w otoczeniu siatkarskich trofeów pojawili się następcy sportowych tradycji – Darek i Bartek. Obaj przez wiele lat dorastali ze świadomością wielkich sportowych sukcesów, które ich mama ma na swoim koncie. – Gdy byliśmy dzieciakami zdarzało się, że przypadkowi ludzie zaczepiali mamę na ulicy. Część prosiło o autografy, niektórzy chcieli sobie robić zdjęcia. Do tej pory zresztą tak jest, ale głównie na meczach Stoczni. Tłumu psychofanów i paparazzi pod oknem na szczęście jednak nie mieliśmy – śmieje się starszy z braci – Darek, dzisiaj bramkarz w zespole juniorów starszych Pogoni.
Ich dzieciństwo w naturalny sposób związane było ze sportem. Zaczęło się od zabawy w małpich gajach, trampolin i nauki pływania. Z czasem jednak droga obu braci przywiodła ich na siatkarski parkiet. Po kilku treningach okazało się jednak, że żaden z nich miłości do tego sportu nie wyssał z mlekiem matki. – Mama nas nakłaniała, żebyśmy poszli na zajęcia siatkówki. Faktycznie byliśmy na kilku treningach, ale zupełnie nam się nie podobało – mówi Bartosz Krzysztofek, napastnik w drużynie juniorów młodszych Dumy Pomorza. – Byliśmy niecierpliwi. Dzięki mamie sporo już umieliśmy, a te treningi były zupełnie podstawowe. No i szybko nam się znudziło – wtóruje mu starszy brat.
Ucieczka spod siatki nie wiązała się jednak z rezygnacją ze sportu. Dla dwóch młodych braci szybko znalazła się nowa dyscyplina – lekkoatletyka. – Mamie zależało, żebyśmy mieli jak najwięcej zajęć ogólnorozwojowych. Treningi lekkiej atletyki były pod tym względem idealne. Sporo biegania, gimnastyki, skoków – tak naprawdę wszystkiego po trochu. Tamta nauka nie poszła w las, bo dzisiaj niektóre umiejętności przydają się w piłce. Duża w tym zasługa trenera Marka Ferfeta, z którym trenowałem praktycznie od samego początku – opowiada Darek.
Z czasem treningi zaczynały przybierać bardziej specjalistyczny charakter. Starszy z braci – Darek – postawił na doskonalenie umiejętności skoku wzwyż. Bartek natomiast skupił się na biegach i został sprinterem. – W podstawówce trener zabrał nas na „czwartki lekkoatletyczne”, podczas których zacząłem biegać na 300 metrów. Nieskromnie powiem, że byłem niezły. Wywalczyłem nawet prawo udziału w mistrzostwach Polski, z których dwukrotnie wracałem z medalem – najpierw srebrnym, a potem brązowym – opowiada napastnik Pogoni. – Ja miałem mniej szczęścia, bo na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży dwukrotnie byłem tuż za podium – dodaje Darek Krzysztofek.
Lekkoatletyczne sukcesy nie rozbudziły jednak w braciach miłości do tego sportu. Prawdziwe spełnienie przyszło dopiero wraz z pierwszym treningiem piłkarskim. Jeszcze w szkole podstawowej obaj trafili na zajęcia do Salosu Szczecin, w którym pozostali na wiele lat. – Jako dzieciaki nie lubiliśmy innych sportów. Z genami mamy i naszymi warunkami pewnie śmiało mogliśmy myśleć o siatkówce czy koszykówce. Ale chyba tylko piłka nożna tak naprawdę sprawiała nam frajdę – wyjaśnia Bartek.
Podczas treningów w Salosie między braćmi doszło do poważnego rozłamu. Podążający dotąd za sobą jak cienie nagle postanowili pójść swoją drogą i… wybrali zupełnie inne boiskowe pozycje. – Dotąd Bartek był trochę moją kopią. Ja na treningi lekkoatletyki, to on też. Ja na piłkę, on na piłkę. Ja ściąłem włosy, to on też. Można powiedzieć, że to był moment, kiedy wreszcie się usamodzielnił – śmieje się Darek.
Nagle obaj bracia znaleźli się po przeciwnych stronach boiska. Bartek – marząc o strzelaniu bramek – zajął pozycję rosłego napastnika. Darek natomiast założył bramkarskie rękawice i stanął między słupkami. – Zawsze wiedziałem w czym będę dobry – śmieje się młodszy z braci. – W zeszłym roku nie było kolorowo, bo trener Zygoń – nieco z konieczności – próbował mnie na innych pozycjach. Zawędrowałem nawet do środka obrony, ale defensywa nie jest moją najmocniejszą stroną. Aczkolwiek w środku pola było całkiem ciekawie – dużo się nauczyłem jeśli chodzi o wizję gry, poprawiłem decyzyjność, technikę. Z trenerem Crettim ustaliliśmy jednak, że zostanę w napadzie – dodaje. – W moim przypadku o wszystkim zadecydował przypadek. Podczas jednego z treningów w Wołczkowie-Bezrzecze, na które chodziliśmy rekreacyjnie raz w tygodniu, trener powiedział „pójdźcie na taką pozycję, na jaką chcecie”. Większość chłopaków pobiegła na napad, a u mnie od razu zaświeciła się lampka, żeby pójść na bramkę. I tak już zostało – opowiada Darek. – Tak naprawdę wszystko odbyło się zgodnie z zasadą „gruby na bramkę” – docina mu młodszy brat.
W przypadku obu braci miłość do piłki szybko zaczęła przynosić wymierne efekty. Bartek – jako wyróżniający się napastnik Salosu – najpierw otrzymał możliwość treningów ze starszymi rocznikami. Później – dobrą grą w lidze wojewódzkiej – zapracował na zainteresowanie ze strony Pogoni Szczecin. Do przenosin na Twardowskiego potrzebował jednak dodatkowego impulsu. – Zaproszenia ze strony trenerów Pogoni dostawałem już wcześniej. Początkowo nie paliłem się jednak do zmiany klubu. Pracowałem wtedy z trenerem Rzymskim i miałem poczucie, że w Salosie też mogę się rozwijać. Wszystko zmieniło się jednak w czerwcu ubiegłego roku, kiedy przegraliśmy z Pogonią mecz barażowy o miejsce w ówczesnej lidze makroregionalnej. Wówczas postanowiłem, że czas na zmiany – opowiada młodszy z braci Krzysztofków.
Wraz z rozpoczęciem poprzedniego sezonu drogi obu braci po raz pierwszy się więc rozeszły. Bartek – wraz z zespołem Akademii Pogoni – rozpoczął rywalizację w Centralnej Lidze Juniorów U17. Darek pozostał natomiast w Salosie, z którym przystąpił do walki o utrzymanie na poziomie centralnym w kategorii juniora starszego. – Zazdrość aż go zżerała – śmieje się Bartek. – Wcale nie! – ripostuje Darek. – Poziom sportowy, możliwości czy zaplecze w przypadku Salosu i Pogoni są nieporównywalne, ale oba zespoły grały wówczas w jednej lidze. Nie było tak, że z zazdrości nie mogłem spać po nocach. Raczej cieszyłem się z sukcesu brata – dodaje.
Po upływie zaledwie kilku miesięcy drogi obu braci ponownie się jednak zeszły. Dobre występy Dariusza Krzysztofka w meczach przeciwko Pogoni sprawiły bowiem, że siedemnastoletni wówczas bramkarz dostał od trenerów Pawła Crettiego i Wojciecha Tomasiewicza zaproszenie, by uczestniczyć w zajęciach Dumy Pomorza. – Początkowo trenowałem u trenera Grzegorza Otockiego z zespołem U15. Na jednym z treningów zobaczył mnie jednak trener Wojciech Tomasiewicz i przedstawił mi propozycję przenosin do Pogoni na stałe. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu dołączyłem więc do brata i dziś również występuję z gryfem na piersi – mówi bramkarz Dumy Pomorza.
Co ciekawe, starszy z braci Krzysztofków na Twardowskiego mógł trafić już przed trzema laty. Wówczas nie skorzystał jednak z oferty Pogoni, bo… o niej nie wiedział! – Po jednym z pierwszych treningów trener Łęczyński chwilę ze mną porozmawiał i zapytał, dlaczego nie przyszedłem do klubu trzy lata temu, jak miałem propozycję. A ja o niczym takim nie wiedziałem! Nie wiem, czy Poczta Polska nie dostarczyła listu, czy może brat mi nie przekazał, bo nie chciał, żebym był w Pogoni wcześniej od niego – żartuje Darek Krzysztofek.
W obecnym sezonie obaj bracia bronią granatowo-bordowych barw. Starszy z braci, w zespole prowadzonym przez trenera Łęczyńskiego, walczy o triumf w Centralnej Lidze Juniorów U18. Młodszy natomiast, pod wodzą trenera Pawła Crettiego, rywalizuje o medale w kategorii juniora młodszego. Obaj mają nadzieję, że już niedługo, do pokaźnej kolekcji medali zdobytych przez mamę, zdołają dostawić kolejne. – Jesteśmy bardzo wdzięczni naszej mamie, bo przez lata nam pomagała i ukierunkowała nas na sport. Cały czas możemy korzystać z jej wiedzy i doświadczenia. Mamy nadzieję, że uda nam się przebić jej osiągnięcia. I wiemy, że ona również o tym marzy – podsumowują zgodnie bracia Krzysztofkowie.