– Myślę, że nie będzie nietaktem jeśli powiem, że celujemy w mistrzostwo Polski. Musimy mierzyć wysoko, by mieć później odpowiedni punkt odniesienia. Wiemy, że zespołów z podobnymi ambicjami będzie więcej, ale nie możemy bać się nikogo. Wierzymy w swój pomysł i wiemy, że może nas on zaprowadzić na sam szczyt – mówi trener trampkarzy starszych Akademii Pogoni, Marcin Łazowski.
Obecny sezon był dla Was zupełnie nowym doświadczeniem. Po latach gry w ligach wojewódzkich pierwszy raz trafiliście na poziom centralny. Jakie są Wasze doświadczenia po półrocznej rywalizacji z najlepszymi zespołami w naszym regionie?
– Na pewno otrzymaliśmy ogromny bagaż wiedzy i doświadczenia. Poprzeczka niewątpliwie się podniosła, ale tego mogliśmy się spodziewać. Liga jest bardzo wyrównana – kilka zespołów pokazało wysoką jakość i pojedynki z nimi stały na bardzo wysokim poziomie. Cieszymy się, że mogliśmy zweryfikować swoje umiejętności w rywalizacji z dużymi klubami i prężnie działający akademiami. Spotkania na takim poziomie otworzyły nam oczy na niektóre aspekty. Nie jest tak, że kogoś ta liga przerosła, czy nie sprostał oczekiwaniom. Zupełnie inaczej ocenia się jednak zawodnika, gdy naprzeciwko niego stoi rywal o podobnym potencjale.
W pierwszej części sezonu rywalizacja toczyła się jedynie o utrzymanie w lidze. Traktowaliście ten etap bardziej ulgowo?
– Nasi zawodnicy w każdym meczu wychodzą na boisko w jednym celu – by odnieść zwycięstwo. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł zagrać na pół gwizdka, bo akurat nie toczy się walka o medale. Jako sztab patrzymy jednak trochę szerzej, myślimy głównie o rozwoju tych chłopców. Dlatego chcieliśmy każdemu z nich dać szansę pokazania swoich umiejętności, sprawdzenia się na poziomie centralnym. To się z pewnością udało, bo grupa zawodników, którzy wystąpili w naszym zespole, była naprawdę duża.
Przed sezonem podkreślał trener, że większość rywali w Centralnej Lidze Juniorów nie jest Wam obca. Wcześniej graliście ze sobą – czy to w meczach kontrolnych, czy na turniejach. Otoczka meczów ligowych jakoś zmieniła Wasz sposób patrzenia na przeciwników?
– Z pewnością tak. Inaczej gra się na turniejach, gdzie rywali jest wielu, a mecze trwają zazwyczaj 20-30 minut, a inaczej w lidze, gdzie tego czasu jest zdecydowanie więcej. Zdecydowanie większego znaczenia zaczyna nabierać szeroka, wyrównana kadra. W większości nasze opinie i oceny pozostały jednak niezmienne. Każdy z zespołów miał swoje atuty i musieliśmy być gotowi i skoncentrowani, by z tej rywalizacji wychodzić zwycięsko. Byliśmy świadomi swojej wartości i wiedzieliśmy, że w większości spotkań będziemy faworytami. To się faktycznie potwierdziło. Jedyną niewiadomą była Wda Świecie, która najbardziej odstawała od reszty stawki i chyba zasłużenie opuszcza ligę centralną.
W Waszych meczach można zauważyć pewną tendencję – o ile na wyjazdach radziliście sobie ze zmiennym szczęściem, o tyle w Szczecinie stworzyliście prawdziwą twierdzę. Skąd tak duża dysproporcja?
– Czynników jest wiele. Zbyt łatwo byłoby powiedzieć, że to jakaś magia swojego boiska. Oczywiście ten aspekt jest pewnym handicapem, ale trzeba na to spojrzeć trochę szerzej. U siebie graliśmy zazwyczaj w zdecydowanie silniejszym zestawieniu, mając do dyspozycji wszystkich wiodących chłopców. W pierwszej części sezonu – gdy tych wyjazdów było więcej – zawodnicy o największym potencjale grali w drużynie juniorów młodszych. Nie zmienia to jednak faktu, że wyjazd, całodniowa podróż czy obce boisko też miały na nas wpływ i musimy nad tym pracować, by wiosną minimalizować negatywne skutki.
Część zawodników jesienią migrowała między zespołem U15 – gdzie miała możliwość rywalizacji z topowymi zespołami w Polsce – oraz U16, gdzie mogli mierzyć się z dwa lata starszymi od siebie rywalami. Które mecze, z perspektywy rozwoju, były dla nich bardziej wartościowe?
– Trudno w jakikolwiek sposób to oceniać. W każdym przypadku rozpatrywaliśmy to indywidualnie. Dla nas najważniejsze jest, by dać chłopcom środowisko do rozwoju i podnoszenia swoich umiejętności. Przed rozpoczęciem sezonu podjęliśmy pewne decyzje personalne, ale później – znając układ sił w poszczególnych ligach i przewidując poziom trudności poszczególnych spotkań – pozwalaliśmy sobie na rotowanie składem. Dla nas najważniejsza jest regularna gra wszystkich chłopców. Pracujemy na jednym pomyśle, jednym modelu i możemy zapewniać swoim zawodnikom nowe bodźce. Bardzo dziękuję trenerowi Zygoniowi i wszystkim członkom jego sztabu szkoleniowego, bo ta współpraca w ostatnich miesiącach układała się naprawdę wzorowo. Wszyscy w klubie patrzymy przez pryzmat całej Akademii, a nie prywatnych ambicji. I tak z pewnością będzie również na wiosnę.
Na poziomie Centralnej Ligi Juniorów sprawdziliście kilku zawodników z rocznika 2005 – Dawida Kroczka, Jakuba Litwińskiego, Kajetana Wojtasiaka, Marcela Mendesa czy Gracjana Hyla. Jak podopieczni trenera Dąbrowskiego sprawdzili się w nowym otoczeniu?
– Takie mamy założenia, by najzdolniejszym chłopcom ponosić poprzeczkę i dawać nowe bodźce. Pozwoliliśmy im trochę okrzepnąć i poznać to, co czeka ich w przyszłym sezonie. W moim odczuciu absolutnie nie zawiedli. Kajetan i Marcel od samego początku byli podstawowymi bramkarzami w naszym zespole. Pod koniec rundy dołączył do nas również Dawid, którzy bierze udział we wszystkich jednostkach treningowych. Cieszymy się, że każdy rocznik kształci zawodników, którzy mogą stanowić realną siłę w starszej grupie. Warto jednak pamiętać, że dla nich to dopiero początek drogi. Muszą cały czas twardo stąpać po ziemi i ciężko pracować, bo nic nie jest dane raz na zawsze.
Ciekawym eksperymentem było drugie spotkanie z Wdą Świecie, na które pojechał sztab trenera Patryka Dąbrowskiego i jego podopieczni. Jakie wnioski wyciągnęliście z tego pojedynku?
– Największą wartością była pogłębiona analiza zawodników z rocznika 2005. Mogliśmy dać szerszej grupie chłopców nowy bodziec. Mieliśmy oczywiście z tyłu głowy, że może się to skoczyć stratą punktów, ale w tamtej chwili w ogóle nie miało to znaczenia. Spostrzeżenia były takie, że większość zawodników zareagowała trochę inaczej, niż ma to miejsce na poziomie ligi wojewódzkiej. Wczesna pobudka, daleki, wyjazd, otoczka meczu CLJ U15, trzech sędziów. Dla większości było to nowe doświadczenie i dziś są o nie bogatsi.
Przed sezonem do zespołu dołączyło czterech nowych zawodników – Czarek Stolz, Jakub Laskowski, Igor Mencnarowski oraz Jakub Sarnowski. Jak zaadaptowali się w Pogoni?
– Każdy z nich pisze swoją historię. To co ich łączy to fakt, że niewątpliwie podnieśli jakość tego zespołu. Nie są to chłopcy do uzupełnienia składu, ale wiodący gracze z tym roczniku. Laskowski i Mencnarowski przyszli do nas z klubu Lukam Skoczów. Od domu dzieli ich ponad 600 kilometrów, w ciągu ostatnich czterech miesięcy byli w domu tylko raz. To pokazuje ich upór i determinację. Początek w zespole na pewno mieli trudny, ale bez przesady. Widać, że trener Kościelniak wykonał z nimi fajną robotę, bo byli dobrze przygotowani. Czarek przyszedł do nas z Dragona Bojano i również potrzebował trochę czasu na adaptację do nowych obciążeń. Jest jednak niezwykle pracowity i uparty, więc z każdym tygodniem wyglądał coraz lepiej. Natomiast Kuba Sarnowski miał trochę pecha, bo najpierw złamał obojczyk, a później z gry wykluczyła go infekcja. W pełni zdrowia na pewno będzie jednak ważnym ogniwem tego zespołu.
Zmiany dotyczyły również sztabu szkoleniowego. Trenerzy Przemysław Jasiński i Grzegorz Otocki zdali egzaminy UEFA A, natomiast zupełnie nową postacią jest trener Paweł Wójtowicz. Czym będzie się zajmować?
– Paweł będzie odpowiadał przede wszystkim za kwestie analityczne, rejestrację obciążeń oraz treningów. Oczekiwania wobec naszej pracy cały czas rosną, stąd zdecydowaliśmy się na taki ruch. Dziękuję Prezesowi, że wyraził zgodę na takie posunięcie. Obecnie mamy siedem osób w sztabie, czyli tyle, ile reprezentacja Polski U15. To pokazuję rangę miejsca, w którym się znajdujemy.
Oprócz rywalizacji w rozgrywkach ligowych mieliście jesienią również okazję zagrać w turnieju BellSportCup, gdzie zmierzyliście się m.in. z Olympique Marsylią czy Leicester City. Srebrne medale z tych zawodów to najprzyjemniejszy moment ostatnich miesięcy?
– Takich przyjemnych i ważnych momentów było więcej. Wygrana z Lechem Poznań na własnym boisku, świetne spotkanie z Lechią Gdańsk, mecz kontrolny z kadrą Polski U15, w którym byliśmy równorzędnym rywalem. Bez wątpienia ten turniej był jednak niezwykle wartościowy. Zobaczyliśmy swoje rezerwy i aspekty, nad którymi musimy pracować, ale również udowodniliśmy, że nie musimy się nikogo bać i przed nikim kłaniać. Nie jest oczywiście tak, że dopiero w Zakopanem przekonaliśmy się o swojej wartości. Był to jednak taki stempel i przyklepanie naszej dobrej pracy. W konfrontacji z międzynarodowymi gigantami wyszliśmy obronną ręką i z tego się cieszymy. Największą radość sprawił nam jednak fakt, że wytrzymaliśmy trudy tego turnieju pod kątem motorycznym. Wiemy z czego to się bierze – z naszej intensywności i codziennej ciężkiej pracy.
Nie brakowało również sukcesów indywidualnych, bo aż czterech zawodników otrzymało zaproszenia na zgrupowania reprezentacji Polski U15. Trener ma ten komfort, że jako asystent selekcjonera Zalewskiego może przyglądać się naszym zawodnikom także w biało-czerwonych barwach. Jak Michał Samborski, Borys Freilich, Igor Martuszewski i Jakub Sarnowski wyglądają na tle wyselekcjonowanych zawodników z polskich i europejskich klubów?
– Cała czwórka wypada dobrze. Jest jednak za wcześnie, by określać, w jakim miejscu się znajdują. Borys i Michał są po debiutach, więc śmiało możemy mówić o nich jak o reprezentantach Polski. Igor – gdyby nie kontuzja – również miałby pewnie na swoim koncie dwa mecze. Kuba nie dostał natomiast powołania ze względu na chorobę oraz dużą rywalizację na jego pozycji, ale również jest w kręgu zainteresowania selekcjonera. Chłopcy muszą jednak pamiętać, że dla nich to nie sufit, lecz podłoga. Powołując ich na zgrupowanie kadry trener Zalewski zauważył ich potencjał, talent. Żeby się tam utrzymać, muszą jednak ciężko pracować. To samo dotyczy zresztą pozostałych zawodników w naszym zespole, którzy aspirują do bycia w reprezentacji. Te różnice są niewielkie i jestem pewien, że w przyszłym roku doczekamy się jeszcze kilku debiutów.
Wiosną w lidze nastąpią małe przetasowania. Zamiast zespołów Football Academy i Wdy Świecie zmierzycie się z Akademią Piłkarską Reissa oraz Bałtykiem Koszalin. Poziom jeszcze się podniesie?
– Bez dwóch zdań. Wda Świecie nieco odstawała od reszty zespołów, natomiast FA Szczecin – choć oceniam go wysoko – złożony był z zawodników o rok młodszych. Pewnych rzeczy się nie oszuka. Natomiast AP Reissa i Bałtyk Koszalin to dwa mocne zespoły. Z Bałtykiem rok temu do końca walczyliśmy o triumf w lidze wojewódzkiej. To zespół zdyscyplinowany taktycznie, niewygodny w grze. Może nie ma tam wielu indywidualności, ale stanowią silny kolektyw. Na pewno niejeden zespół w Koszalinie straci punkty. Zespół AP Reissa też dobrze znamy, bo w tym roku graliśmy z nimi aż czterokrotnie. To drużyna, która bazuje na dobrze zorganizowanym średnim pressingu i szybkim przejściu z obrony do ataku. Ostatnio wygraliśmy z nimi 4:1, ale to o niczym nie świadczy.
Przed Wami teraz zimowa przerwa w rozgrywkach. Jakie macie plany na grudzień i początek przyszłego roku?
– Tydzień przed świętami jedziemy do Neubrandenburga, gdzie weźmiemy udział w turnieju halowym. Traktujemy go raczej jako roztrenowanie i odskocznia od tego, co robimy przez cały rok. Na pewno będzie to fajne doświadczenie, bo na co dzień nie mamy okazji trenować na hali. Do treningów wracamy 2 stycznia i zaczynamy od mikrocyklu wprowadzającego, a tydzień później zaczynamy okres przygotowawczy. W pierwszym tygodniu ferii wyjeżdżamy na obóz do Międzyzdrojów, a potem będziemy rozgrywać mecze kontrolne. Wstępnie mieliśmy zaplanowany duży turniej we Lwowie, ale ze względów politycznych musieliśmy z niego zrezygnować. Jesteśmy więc w trakcie dogrywania sparingpartnerów. Marzec rozpoczynamy od wizyty w Jarocinie, gdzie zmierzymy się m.in. z AP Reissa i Śląskiem Wrocław, a potem ruszamy w meczami ligowymi.
Z jakim celem sportowym będziecie przystępować do drugiej części sezonu?
– Myślę, że nie będzie nietaktem jeśli powiem, że celujemy w mistrzostwo Polski. Musimy mierzyć wysoko, by mieć później odpowiedni punkt odniesienia. Wiemy, że zespołów z podobnymi ambicjami będzie więcej, ale nie możemy bać się nikogo. Wierzymy w swój pomysł i wiemy, że może nas on zaprowadzić na sam szczyt.