Przygodę z Motorem Lublin rozpoczął od czwartoligowych rezerw. Po kilku miesiącach przekonał jednak do siebie trenera Gonzalo Feio, stając się istotnym trybem w maszynie, która wywalczyła promocję do I ligi. Dziś – po dwóch latach spędzonych na Lubelszczyźnie – wraca do Szczecina, mając w CV awans do PKO Ekstraklasy. – Wyjeżdżając do Motoru na wypożyczenie nawet nie marzyłem, że ta przygoda tak się potoczy. To był dla mnie bardzo udany czas, który pozwolił mi całkowicie zmienić wizję piłki – mówi obrońca Pogoni, Jakub Lis.
22-letni dziś Jakub Lis na Twardowskiego trafił w wieku trampkarza. Granatowo-bordowe barwy reprezentował przez blisko sześć sezonów, dokładając swoją cegiełkę do wywalczenia przez Portowców złotego medalu mistrzostw Polski juniorów starszych. Przed wyjazdem ze Szczecina rozegrał również blisko 50 spotkań na szczeblu seniorskim, rozwijając się pod wodzą trenera Pawła Ozgi w drugim zespole. Kilkukrotnie dołączał również do kadry pierwszej drużyny, ale za żadnym razem nie zdołał przekonać do siebie trenera Kosty Runjaica.
Początki utalentowanego defensora w Motorze nie należały do najłatwiejszych. W trakcie pierwszych trzech miesięcy zdecydowanie częściej pojawiał się bowiem w kadrze czwartoligowych rezerw niż w pierwszym zespole, w którym rozegrał w tym okresie zaledwie… 30 minut. Na początku września wrócił jednak łask, by w rundzie wiosennej stać się jednym z ulubieńców obecnego szkoleniowca Legii Warszawa. Łącznie na drugoligowym szczeblu rozegrał osiemnaście spotkań, strzelił trzy bramki i przyczynił się do awansu Motoru na zaplecze Ekstraklasy.
Beniaminek Fortuna I ligi przed obecnym sezonem skazywany był przez wielu na walkę o miejsce w środku tabeli. Klub z Lubelszczyzny od pierwszych kolejek zaskoczył jednak wysoką formą – w czterech pierwszych meczach zainkasował 10 punktów i szybko zadomowił się w ligowej czołówce.
– W trakcie letnich przygotowań nikt nie chciał głośno mówić o tym, że walczymy o awans. Ale po tych czterech spotkaniach poczuliśmy, że stać nas na to. Z każdym kolejnym spotkaniem utwierdzaliśmy się tylko w przekonaniu, że chcemy bić się o najwyższe cele i żadne inne miejsce niż TOP 6 nas nie interesuje – opowiada Jakub Lis.
Kolejne miesiące to prawdziwy rollercoaster w wykonaniu dzisiejszego beniaminka PKO Ekstraklasy. Gracze Motoru raz wypadali z czołowej szóstki, by po kilku kolejkach powrócić na miejsce premiowane grą w barażach. Ostatecznie – dzięki triumfowi w ostatnim spotkaniu nad zdegradowanym już Podbeskidziem Bielsko-Biała – uplasowali się na czwartej lokacie.
– W tym sezonie było absolutnie wszystko. Przeżyliśmy zarówno wzloty, jak i upadki. Pod koniec sezonu weszliśmy jednak na właściwe tory i zdołaliśmy powtórzyć historię sprzed roku – awansować do baraży i wywalczyć awans – mówi Lis. – Po ostatnim meczu fazy zasadniczej padło w szatni: „here we go again”. Czuliśmy, że możemy znowu to zrobić. Myślę, że to doświadczenie bardzo nam pomogło. Byliśmy lepiej przygotowani mentalnie do tej rywalizacji, a głowa w takich meczach odgrywa kluczową rolę. Pokazała to zresztą końcówka meczu z Arką Gdynia, kiedy w kilka minut odwróciliśmy jego losy. Myślę, że ten finałowy mecz był najlepszą wizytówką naszej drużyny, która zawsze walczy do końca i nigdy się nie poddaje – dodaje.
Podobnie jak Motoru Lublin toczyły się również losy samego Lisa. Wychowanek Akademii Pogoni od pierwszej kolejki był bowiem czołową postacią zespołu, grając od deski do deski praktycznie w każdym spotkaniu. Im bliżej było jednak końca rozgrywek, tym częściej 22-latek siadał na ławce rezerwowych. Ostatecznie sezon może jednak zaliczyć do udanych – na swoim koncie zapisał bowiem 23 występy, w tym w barażowym meczu przeciwko Górnikowi Łęczna.
– Indywidulanie oceniam ten sezon na plus, chociaż do pełnej satysfakcji trochę brakuję. Rundę jesienną miałem bardzo dobrą – dużo grałem, miałem duży wpływ na wynik sezonu. Pod koniec sezonu na boisku pojawiałem się natomiast głównie z ławki – opowiada. – Myślę, że zdecydowała uczciwa walka o skład. Przegrałem po prostu rywalizację. Trzeba przyznać, że koledzy wysoko postawili mi poprzeczkę. Swoje zrobiła również zmiana szkoleniowca – trener Mateusz Stolarski nie przeprowadził może rewolucji w zespole, ale miał na nas swój pomysł, w którym nie byłem pierwszoplanową postacią. Zawsze jednak znajdowałem się w tej grupie „szczęśliwców”, która dostawała swoją szansę z ławki – dodaje.
Feta po wywalczeniu awansu z Motorem miała dla Jakuba Lisa słodko-gorzki smak. Była ona bowiem jednocześnie jego pożegnaniem z Lubelszczyzną, w której spędził ostatnie dwa lata swojej kariery. W nowym sezonie 22-letni obrońca będzie bowiem ponownie reprezentował granatowo-bordowe barwy.
– Nie była to łatwa decyzja. W Motorze spędziłem bowiem naprawdę świetny czas. Ostatecznie zdecydowałem się jednak na powrót do Pogoni i bardzo się z tego cieszę. Chociaż nie pochodzę ze Szczecina, to traktuje to miejsce jak swój drugi dom – mówi Lis. – Nie mogę się już doczekać nowego sezonu. Mam nadzieję, że uda mi się w nim podtrzymać passę sukcesów. W ostatnich dwóch sezonach w Motorze miałem powody do świętowania – wierzę, że z Pogonią będzie podobnie – dodaje.
Na Twardowskiego wychowanek Dumy Pomorza wraca w zupełnie nowej roli. Gdy wyjeżdżał na wypożyczenie był nieopierzonym młokosem, który nie był jeszcze gotowy do walki o najwyższe cele. Dziś jest już zaprawionym w bojach ligowcem, który na szczeblu centralnym rozegrał blisko 50 spotkań i wywalczył dwa awanse.
– Ostatnie dwa lata bardzo wiele mi dały. Zmieniłem absolutnie swoją wizję piłki. Jestem zdecydowanie mądrzejszy, inaczej patrzę na niektóre sytuacje boiskowe – lepiej wiem, co zrobić w danym momencie. Wchodząc na wyższy poziom zacząłem też grać z lepszymi zawodnikami, dzięki czemu z biegiem czasu dostosowałem się do ich poziomu. Zacząłem szybciej grać, szybciej myśleć. Poznałem także, jak wygląda życie seniorskiej szatni. A tę mieliśmy w Motorze naprawdę fantastyczną – opowiada.
W drużynie prowadzonej przez Jensa Gustafssona 22-latek będzie rywalizował o miejsce na prawej stronie obrony. Dla wychowanka Akademii to powrót na pozycję, na której grał przed… dwoma laty. W Motorze trenerzy Feio i Stolarski widzieli go bowiem w innych sektorach boiska.
– W Lublinie to było dla mnie najtrudniejsze pytanie: „na jakiej pozycji grasz?”. W zasadzie nie wiedziałem bowiem, co odpowiedzieć. Przychodziłem jako boczny obrońca, potem zacząłem grać jako skrzydłowy, żeby po czasie przejść do środka pola – na pozycje 6 i 8. Na prawej obronie też trochę pograłem. Na mojej planszy brakuje w zasadzie tylko stopera i napastnika – śmieje się Lis. – Nie mam z tym problemu, że jestem wystawiany na kilku pozycjach. Będę grał tam, gdzie będę potrzebny. Jeśli trener Jens będzie mnie widział na prawej obronie, to tam zagram. Ale na inne rozwiązania też jestem otwarty – dodaje.
W walce o miejsce w wyjściowej jedenastce Dumy Pomorza młody obrońca będzie miał trudnego rywala. Poprzedni sezon na tej pozycji rozegrał bowiem doświadczony reprezentant Szwecji – Linus Wahlqvist. Na niekorzyść Jakuba Lisa działa również fakt, że w przyszłym sezonie nie będzie miał już statusu młodzieżowca.
– Nie ma to dla mnie większego znaczenia. Cały miniony sezon w I lidze też nie miałem statusu młodzieżowca, więc jestem nauczony walki o skład na normalnych, zdrowych zasadach. Linus też nie jest młodzieżowcem, więc nasza rywalizacja będzie czysto sportowa – mówi Lis. – Na pewno czeka mnie trudne zadanie, bo Wahlqvist to świetny zawodnik. Ale nie traktuję tej rywalizacji jak walki na noże – raczej okazję, by się czegoś nauczyć. Mam nadzieję, że on również nauczy się czegoś ode mnie. Myślę, że obu nam ta rywalizacja wyjdzie na dobre – podsumowuje.