– Chcieliśmy wygrać dla Patryka Paczuka, który w czwartek nabawił się urazu, który wykluczył go z gry – powiedział Łukasz Zakrzewski. – Chcieliśmy to zrobić dla niego, ale nie było nam dane zwyciężyć.
Dopisujecie sobie do dorobku jeden punkt, ale każdy z was zapytany czy jest zadowolony, to pewnie mocno by zaprotestował.
– W żadnym wypadku nie jesteśmy zadowoleni. Mieliśmy mnóstwo sytuacji. Uważam, że powinniśmy wygrać ten mecz dwoma lub trzema bramkami. Jesteśmy sfrustrowani. Mamy u siebie takie spotkanie i nie wygrywamy go.
Rzuciliście się na bydgoszczan od pierwszych minut. Takie było założenie, aby zacząć agresywnie?
– Pojedynki u siebie dają nam przewagę – gramy w Szczecinie, mamy wsparcie kibiców i trener powiedział nam, że mamy rzucić się na rywala. Zabrakło zimnej krwi w polu karnym. Jesteśmy niezadowoleni.
Szukała ciebie w polu karnym piłka?
– Koledzy dostrzegali mnie. Trener mówił przed meczem, że mam być w świetle bramki. Wywiązywałem się z tego. Szkoda, że nie udało się zdobyć gola.
Grało trzech nominalnych napastników: ty, Gracjan Jaroch i Seiya Kitano. To świadczy o tym, że ofensywnie byliście nastawieni.
– Skład był bardzo ofensywny. Chemik Bydgoszcz jest taką drużyną, z którą trzeba tak grać. Szkoleniowcy analizowali rywala.
Momentami Jakub Słowik ratował was przed stratą gola. Wasza przewaga była spora, ale bydgoszczanie stwarzali bardzo groźne ataki.
– Kuba jest ligowcem – od niego się tego wymaga. Uratował nam mecz. Jedna sytuacja mogła sprawić, że przegralibyśmy. Na szczęście Kuba był między słupkami i mogliśmy na niego liczyć.
Nie jesteście zadowoleni, ale passa bez porażki nadal trwa. To jest powód do radości?
– Chłopaki dają z siebie wszystko. Chcieliśmy wygrać dla Patryka Paczuka, który w czwartek nabawił się urazu, który wykluczył go z gry. Chcieliśmy to zrobić dla niego, ale nie było nam dane zwyciężyć.