– Na początku towarzyszyła temu lekka niewiadoma, trochę jak na pierwszej randce. Ale z czasem zaczęliśmy się lepiej poznawać i rozumieć. Na pewno była to fajna grupa, która miała swój specyficzny mikroklimat. Gołym okiem było widać, że chłopacy są zżyci, scementowani i darzą się wzajemną sympatią oraz szacunkiem – podsumowuje rundę wiosenną trener Marcin Łazowski, szkoleniowiec zespołu U17.
Do zespołu juniorów młodszych Pogoni dołączył trener w połowie lutego, zaledwie trzy tygodnie przed startem wiosennej części rywalizacji w Centralnej Lidze Juniorów U17. Parafrazując kultową wypowiedź z filmu „Kiler-ów 2-óch”: „Trener Łazowski wszedł do akcji z marszu, na czczo, nawet rąk nie umył”.
– Rzeczywiście, wszystko działo się bardzo szybko. Jeszcze w poniedziałek byłem trenerem zespołu U15, a już we wtorek szedłem na zajęcia dwa lata starszej grupy. Z częścią zawodników miałem wcześniej okazję pracować, część musiałem poznać od zera. Drugą kwestią jest – choć w przypadku Akademii ma to mniejsze znaczenie – że rozpocząłem współpracę z zupełnie nowym sztabem ludzi. Znałem ich oczywiście wcześniej, w pełni akceptowałem, ale jednak potrzebowaliśmy chwili, żeby się dotrzeć. Z tego miejsca bardzo dziękuję trenerom Arkowi Jarymowiczowi, Grzesiowi Usowiczowi, Wojtkowi Tomasiewiczowi, kierownikowi Andrzejowi Obstowi i fizjoterapeucie Dawidowi Wroneckiemu, bo bardzo szybko złapaliśmy wspólny język. Praca z nimi była dużą przyjemnością.
Nowy sztab, nowy zespół i niewiele czasu do rozpoczęcia ligi. Nie miał trener obaw przed podjęciem decyzji o wejściu do nowej szatni?
– Nie zastanawiałem się ani chwili. Na pewno był to trudny moment, bo było już po obozie. W dwudziestoletniej pracy trenera dopiero po raz drugi zdarzyło mi się przejąć zespół w trakcie sezonu Ale ja lubię wyzwania. Cieszę się, że zostałem obdarzony przez władze klubu takim zaufaniem.
Jakie miał trener wrażenia z pracy z zespołem po kilku pierwszych tygodniach?
– Na początku towarzyszyła temu lekka niewiadoma, trochę jak na pierwszej randce. Ale z czasem zaczęliśmy się lepiej poznawać i rozumieć. Na pewno była to fajna grupa, która miała swój specyficzny mikroklimat. To chyba pierwszy z zespołów, który miałem okazję prowadzić, gdzie nie było oczywistej hierarchii opartej na liczbie rozegranych minut czy jakości sportowej. Dominowały przede wszystkich stosunki koleżeńskie. Gołym okiem było widać, że chłopacy są zżyci, scementowani i darzą się wzajemną sympatią oraz szacunkiem.
Przed rundą wiosenną mówił trener, że celem jest mistrzostwo Polski. Patrząc na wszystko post factum, nie były to oczekiwania na wyrost?
– Absolutnie nie. Zagraliśmy wiele bardzo dobrych meczów – z Arką Gdynia, Lechią Gdańsk, rewanżowe spotkanie z Lechem Poznań. Do ostatniej chwili byliśmy w grze o awans do półfinału, więc trudno mówić, że nasze cele były na wyrost. Pierwsze miejsce na pewno było w zasięgu. Mamy jednak świadomość, że czegoś zabrakło. Wyciągnęliśmy już z tego wnioski i mamy nadzieję, że – zwłaszcza dla chłopaków – będzie to cenna nauka na przyszłość.
Szansę na awans przegraliście głównie w meczach z dołem tabeli. Gdyby nie porażki z Akademią Piłkarską Reissa i Błękitnymi Wronki, mielibyście tyle samo punktów co lider tabeli – Lech Poznań.
– Dlatego właśnie uważam, że awans był w naszym zasięgu. Zgubiliśmy punkty z zespołami, z którymi – z całym szacunkiem dla nich – nie mieliśmy prawa przegrać. Większość chłopców z Akademii Piłkarskiej Reissa czy Wronek marzy o tym, by grać i trenować w klubie o takim potencjale i renomie jak Pogoń Szczecin. Nie chcę zwalać na czynniki zewnętrzne, szczęście, pecha, klątwy itp. Zabrakło nam trochę determinacji, koncentracji, czasem jakości piłkarskiej. Ale dla nas to też nauka, że na tym poziomie żaden z meczów sam się nie wygra.
W drugiej części sezonu graliście bez kilku wiodących zawodników. Jakub Lis, Szymon Cybulski, Olaf Korczakowski, Nikodem Sujecki czy Filip Balcewicz występowali już na poziomie Centralnej Ligi Juniorów U18. Bez liderów zespołu chyba trudno było myśleć o mistrzostwie Polski?
– Rzeczywiście, zabrakło nam trochę stabilizacji w składzie. Z rocznika 2002 jedenastu zawodników grało w kategorii juniora starszego. Taka jest polityka klubu, że najzdolniejsi otrzymują szansę rozwoju w starszych zespołach. I jest ona w stu procentach słuszna. Z postępów poszczególnych zawodników cieszę się najbardziej. Nie zmienia to jednak faktu, że na poziomie U17 rozwój indywidualny niejednokrotnie rozmija się z walką o wyniki. Potencjał całego rocznika z pewnością pozwalał na zdobycie mistrzostwa Polski, ale przesunięcia między zespołami sprawiły, że w pewnych momentach zabrakło nam trochę jakości. Mamy jednak w Akademii tego pełną świadomość i godzimy się na to, na rzecz wyższego dobra. Najważniejszy jest zawodnik, który ma jak najlepiej przygotować się do gry w I zespole.
Sukcesów indywidualnych w rundzie wiosennej nie brakowało. Oprócz gry w zespole U18 warto wspomnieć również o regularnych powołaniach dla zawodników do reprezentacji Polski.
– Cieszę się, że nasza praca jest zauważana nie tylko na lokalnym podwórku, ale również na poziomie ogólnopolskim. Robione postępy i dobra gra w klubie przełożyły się na powołania do reprezentacji. Nie lubię wygłaszać indywidualnych laurek, ale dużo radości dała mi postawa Filipa Balcewicza, który po kontuzjach i licznych perturbacjach w końcu ustabilizował formę na wysokim poziomie. Widziałem, jak z tygodnia na tydzień się budował, co przełożyło się na silną pozycję w reprezentacji Polski. Dla mnie rozwój Filipa jest wisienką na torcie tej rundy.
Obok nazwiska Jakuba Lisa też postawiłby trener plus? Nie było o nim może głośno, ale pod koniec sezonu był podstawowym zawodnikiem w talii trenera Piotra Łęczyńskiego.
– Zdecydowanie tak! To niewątpliwie cichy bohater tego sezonu. Pracowity, sumienny zdeterminowany – tacy zawodnicy są w cenie. Nie był wprawdzie jeszcze przymierzany do kadry, ale zrobił taki postęp, że pod koniec rundy wiosennej nie mogliśmy brać go nawet pod uwagę, bo wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce zespołu U18. Kuba nie jest jednak wyjątkiem, bo pozytywnych postaci było zdecydowanie więcej. Pochwały dla nich zostawię jednak na indywidualne spotkania.
W przyszłym sezonie zespół czeka jeszcze trudniejsze wyzwanie – gra w ogólnopolskiej Centralnej Lidze Juniorów U18. Jak trener widzi przyszłość tych zawodników?
– Jesteśmy właśnie na etapie płynnego przejścia. Trener Łęczyński ma czas, by się zaadaptować, poznać chłopaków. Zrobiliśmy ostatnio „przegląd wojsk” i z przyjemnością muszę powiedzieć, że wygląda to bardzo obiecująco. Jest kilku chłopaków, którzy już grali na poziomie U18 oraz cały nasz zespół. Kluczem do wszystkiego będzie szeroka i wyrównana kadra oraz ciągła rywalizacja. To element, który najbardziej przyspiesza rozwój.
Koniec obecnego sezonu to również koniec pracy trenera w roli pierwszego szkoleniowca. Nie żal opuszczać ławki rezerwowych?
– To pytanie słyszę w ostatnich tygodniach najczęściej <śmiech>. Nie jest żal, bo była to wspólna, przemyślana decyzja. Długo do niej dojrzewałem, ale uważam, że jest słuszna. W ostatnim roku łączyłem role koordynatora grup dziecięcych Akademii, pierwszego trenera zespołu U17 oraz asystenta w reprezentacji Polski U15. To bardzo wymagające funkcje. Najpierw praca z trenerami, grupami młodzieżowymi, aspekty związane z certyfikacją, a popołudniu codzienna praca z zespołem, wymagająca pogłębionych analiz, rozmów i dalekich wyjazdów. Na dłuższą metę trudno to wszystko pogodzić. Cieszę się, że doszedłem do momentu w swojej pracy zawodowej, gdy nie muszę kłaść na szali własnych osiągnięć i ambicji. Najważniejsze jest to, co jest potrzebne Akademii. Doceniam zaufanie, jakim jestem obdarzany w klubie i chcę się za nie odwdzięczyć.