– W Pogoni każdy zawodnik jest co tydzień oceniany, widzimy, czy jest w strefie komfortu, czy z niej wychodzi. Nie ma sentymentów. Nawet, jeśli ktoś ma kontrakt, a robi sobie jaja na boisku, to zostaje sprowadzony do parteru. My chcemy chłopaków, którzy będą zapierdzielać, by zagrać w pierwszym zespole – mówi w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” prezes Akademii Pogoni, Dariusz Adamczuk.
Co było impulsem w Szczecinie, żeby zainwestować w szkolenie?
– Jestem wychowankiem Pogoni. Po okresie, gdy w klubie grali Brazylijczycy i rządził pan Ptak, zostały zgliszcza. Siedzieliśmy z trenerem Obstem i zastanawialiśmy się, jak to wszystko odbudować. I teraz jesteśmy w przededniu czegoś wielkiego. Budowy centrum treningowego i stadionu, które jeszcze mocniej pchną nas do przodu.
Co będzie miała dla siebie akademia?
– Cztery pełnowymiarowe boiska i jedno sztuczne. Oddzielny budynek dla akademii, 14 szatni, siłownia, odnowa biologiczna, pokoje dla chłopaków, którzy przyjdą wcześniej do klubu, żeby mogli odrobić lekcje. Jak na polskie warunki, to fajny standard. Tym bardziej, że będzie w centrum miasta, a nie na jego obrzeżach. Cieszymy się, że nie wywieziemy chłopaków gdzieś daleko. Oni mają uczyć się życia i mierzyć się z pokusami obecnymi w dużych miastach.
Juniorzy z CLJ są gotowi na to, żeby bezpośrednio przejść do ekstraklasy, czy muszą mieć pomost?
– Jest jeszcze niezbędny w postaci III ligi. Mówię na przykładzie Pogoni. W tamtym sezonie nasi juniorzy zaczęli dużo mocniej trenować, żeby ten pomost już nie był potrzebny, ale na dzisiaj CLJ i III liga różnią się pod względem gry fizycznej. Choć zaczął się fajny etap, bo CLJ z jedną grupą jest mocniejsza. Poziom się wyrównał, mniej będzie meczów, jak rok, dwa czy trzy lata temu, gdy wygrywaliśmy po 7:0 czy 9:0. Nie tylko my, ale też Legia, Lech czy inne drużyny.
Wasz pomysł, to wpuszczanie młodych do III-ligowych rezerw i granie młodszym rocznikiem w CLJ.
– Oczywiście do rezerw schodzą też zawodnicy z pierwszego zespołu, którzy potrzebują meczów, ale generalnie ta drużyna jest młoda. Po to, żeby ci chłopcy ogrywali się w III lidze. Gdy zaczną wchodzić piłkarze z roczników 2003 i wzwyż, czyli tych wytrenowanych w naszym systemie gry, być może zaatakujemy II ligę. Na razie zadaniem jest spokojne utrzymanie.
Rezerwy są dość istotne w waszym planie.
– Bardzo istotne. Nie rozumiem klubów, które zrezygnowały z zaplecza w trzeciej lidze. Dla mnie jak na polskie warunki – na dziś – zapewnia modelowe wprowadzanie zawodnika. Mamy przykład Sebastiana Kowalczyka, który w poprzednim sezonie przestał być juniorem. Trenował z pierwszą drużyną, ale większość spotkań rozegrał w rezerwach. A co, gdyby ich nie było? Obecny sezon zaczął w podstawowym składzie u Kosty Runjaica.
Coraz częściej wypożyczacie też zawodników.
– Latem mocno poszliśmy w tym kierunku – Damian Pawłowski i Aron Stasiak są w Wigrach, Marcin Listkowski w Rakowie, Gracjan Jaroch w Bytovii, Rafał Maćkowski w Chrobrym. Wypożyczamy praktycznie bezgotówkowo, żeby otrzepali się w I lidze. Dla nas ważne, by tam grali. Jeśli w pierwszym sezonie wystąpią przez 60 procent możliwych minut, to jesteśmy zadowoleni.
Szkolenie, ogrywanie, promowanie i sprzedaż piłkarzy. To właściwa droga dla polskiego klubu?
– Tak, jest potrzebna do zbilansowania budżetu.
To dlaczego tak niewielu nią podąża?
– Bo to trudne. To nie tak, że dziś sobie ustalimy, że stawiamy na szkolenie i zaraz przyjdą efekty. Fajnie mówi się o tym przy stole, ale w szkoleniu potrzeba czasu. My od jedenastu lat odbudowujemy Pogoń, od sześciu lat jesteśmy w ekstraklasie. I tak naprawdę, gdy do głosu dojdzie rocznik 2003, a potem kolejne, będzie można zobaczyć owoce pracy naszej akademii.
Dlaczego akurat rocznik 2003?
– Bo jako pierwszy trenował – może nie od początku – według założeń, które wdrożyliśmy. Wcześniej każdy trener danego rocznika miał swoją wizję na zespół. Jeden trenował tak, drugi kompletnie inaczej. Nikt tego nie kontrolował. Teraz zmieniliśmy system szkolenia w klubie, wszyscy wiedzą, co mają robić i jak.
Zbliża się czas, gdy będzie można wam powiedzieć „sprawdzam”.
– Tak, bo ci chłopcy przeszli nasze szkolenie. Jasne, wcześniej był Łukasz Zwoliński czy przedstawiciele rocznika 1995 – Sebastian Rudol, Hubert Matynia, Robert Obst czy Dawid Kort.
Powstał model gry Pogoni?
– Tak. Od kilku lat wszystkie roczniki grają tym samym systemem.
Czyli?
– Budowanie akcji od tyłu, ciągły pressing, wysokie granie. Nie boimy się porażek.
W półfinale U-15 z Zagłębiem straciliście gola po błędzie przy wyprowadzaniu piłki. I szansa na finał przepadła.
– Nie mówię, że przez to odpadliśmy, bo Zagłębie było bardzo mocne. Załóżmy, że zagralibyśmy inaczej. Nastawili się na obronę, zagrali z kontrataku i wygrali złoty medal. Tylko co dalej? Zadaniem akademii jest tak wyszkolić piłkarza, żeby poradził sobie w ekstraklasie. Oczywiście chcemy wygrywać, uczyć chłopaków mentalności zwycięzców, bo to podstawa do zaistnienia w piłce. Medale nie są nam jednak do tego potrzebne.
Nie gracie na wynik w grupach młodzieżowych. Łatwo było przekonać do tego trenerów? Każdy chce wygrywać.
– My gramy na wynik.
Ale nie za wszelką cenę.
– Nasz program nie jest po to, żeby przegrywać. Dzięki niemu piłkarze Pogoni mają być lepsi i wygrywać. I to zdarza się często, nawet bardzo często. 90 procent spotkań wygrywamy. Niezależnie od wagi meczu, może to być półfinał albo finał mistrzostw, chcemy grać tym samym stylem, bo tak sobie przyjęliśmy. Trener dąży do wygranej, ja też chciałbym zobaczyć tych chłopaków jako mistrzów Polski, bo to dla nich fajne przeżycie. Tylko tak naprawdę poza pucharem w gablocie nic tego nie mamy. Wolę już dwóch zawodników z tej drużyny zobaczyć w ekstraklasie.
Cała rozmowa dostępna na stronie internetowej Przeglądu Sportowego.