– Rywalizując kiedyś z rezerwami Pogoni, jeszcze jako szkoleniowiec Chemika Police, powiedziałem swoim zawodnikom, że muszą zagrać tak, żeby przykuć uwagę tutejszych trenerów. Ja natomiast muszę ich tak przygotować do meczu, żeby zastąpić kiedyś trenera Gołubowskiego w roli trenera drugiego zespołu. Kilka lat musiało upłynąć, ale w końcu jestem w tym miejscu. Nie rzucałem słów na wiatr. Wierzyłem, że praca pozwoli mi dotrzeć do tego miejsca – mówi trener rezerw Pogoni, Andrzej Tychowski
Pomiędzy finałem mistrzostw Polski juniorów młodszych, a początkiem treningów z drużyną rezerw minął zaledwie tydzień. Zdążył trener złapać odrobinę oddechu i odpocząć po intensywnym sezonie?
– Na żadne wielkie wyjazdy nie było szans. Udało mi się jednak wygospodarować kilka dni na krótki urlop. Najpierw byliśmy w moich rodzinnych stronach, później wybraliśmy się na weekend nad morze. Nie było tego może dużo, ale wystarczyło, żeby odpocząć trochę od pracy i złapać oddech przed nowym sezonem.
Emocje po finałowym meczu z Jagiellonią Białystok już opadły, czy to spotkanie dalej w trenerze siedzi?
– Jeśli mam być szczery, to ten mecz długo mnie nie męczył. Kto nie był na meczu może powiedzieć, że rywale nas zmiażdżyli. Ja odbieram to jednak inaczej. Zagraliśmy tak jak chciałem – długo utrzymywaliśmy się przy piłce, budowaliśmy akcje od własnej bramki, szybko doskakiwaliśmy do rywala po stracie. Do straty pierwszej bramki graliśmy z Jagiellonią jak równy z równym, a może nawet byliśmy lepsi. O porażce zadecydowały błędy indywidualne. Cieszy mnie również, że do samego końca pozostaliśmy przy swoim stylu i nie liczyliśmy tylko na jak najmniejszy wymiar kary. Nie umniejszam jednak potencjału zawodników z Białegostoku – wygrali w pełni zasłużenie. Trzeba zamknąć ten rozdział i cieszyć się z tego srebrnego medalu, bo to wielki sukces tych chłopaków.
Oprócz srebrnego medalu mistrzostw Polski miał trener w tym roku jeszcze przynajmniej dwa radosne wydarzenia – objęcie posady trenera drugiego zespołu oraz narodziny syna. Lepiej to wszystko chyba nie mogło się ułożyć?
– Narodziny syna to rzeczywiście moje wielkie szczęście. To niesamowite wydarzenie ponownie zostać ojcem. Zawodowo natomiast wszystko układa się tak, jak chciałem. Rywalizując kiedyś z rezerwami Pogoni, jeszcze jako szkoleniowiec Chemika Police, powiedziałem swoim zawodnikom, że muszą zagrać tak, żeby przykuć uwagę tutejszych trenerów. Ja natomiast muszę ich tak przygotować do meczu, żeby zastąpić kiedyś trenera Gołubowskiego w roli trenera drugiego zespołu. Kilka lat musiało upłynąć, ale w końcu jestem w tym miejscu. Nie rzucałem słów na wiatr. Wierzyłem, że praca pozwoli mi dotrzeć do tego miejsca. Pozostaje mi teraz tylko udowodnić, że zasługuję na zaufanie włodarzy klubu.
Jak trener patrzy na te dwa lata, spędzone na pracy z zespołami młodzieżowymi? Zyskał trener nowe doświadczenia, inną wizję piłki nożnej?
– Na pewno bardzo wiele dała mi sama praca w Pogoni. Bardziej doświadczeni trenerzy pokazali mi, że można w bardziej usystematyzowany sposób prowadzić zespół. Do tej pory często starałem się robić wszystko po trochu. Teraz wiem, że można przygotowywać drużynę w poszczególnych etapach. Praca z młodzieżą pokazała mi natomiast jak wielki potencjał drzemie w tych chłopakach. Zobaczyłem również jak ogromne zaangażowanie można wykazywać podczas treningu. Jestem przekonany, że w zespole rezerw zobaczę jeszcze większe pokłady energii i chęć udowodnienia, że ich miejsce jest w pierwszym zespole.
Po dwóch latach przerwy powraca trener do pracy w seniorskiej piłce. Towarzyszy temu jakiś dreszczyk emocji?
– Dreszczyk emocji to chyba nie. Mam natomiast niezwykłą satysfakcję, że będę mógł prowadzić drugi zespół. Oczywistym jest, że nasze mecze będą wyglądały inaczej niż te juniorskie. Moje zadanie pozostaje jednak niezmienne – prowadzić poszczególnych zawodników w taki sposób, by Ci trafili do pierwszego zespołu. Taki cel miałem w drużynie juniorów młodszych i podobnie będzie teraz. Wynik sportowy to zawsze kwestia drugorzędna.
A nie zabraknie tej adrenaliny, która towarzyszyła meczom juniorów? Grania z najlepszymi zespołami w Polsce, walki o medale, zwycięstwo w lidze?
– Ale z drużyną rezerw też będziemy grali o pierwsze miejsce w tabeli! Kiedy rozpoczniemy ligowe granie w połowie sierpnia, każdy z zespołów będzie miał taką samą liczbę punktów. I taką samą szanse, by tę ligę wygrać. Oczywiście nie mówię, że awans jest naszym celem – skupiamy się przede wszystkim na tym, żeby spokojnie utrzymać się w III lidze, bo to optymalny poziom do rozwoju młodych zawodników. Nikt nam jednak nie odbierze prawa gry o najwyższe cele.
Do zespołu rezerw zabrał trener ze sobą dwóch juniorów – Marcela Wędrychowskiego i Dawida Krzyżaniaka. Obaj są już gotowi, by powalczyć w seniorskiej piłce?
– Tego nie wiem. Ale w przypadku wielu zawodników, którzy niegdyś jako nastolatkowie debiutowali w Ekstraklasie, nie było takiego przekonania i pewności. Oni jednak robili swoje i zwracali na siebie uwagę szerokiej opinii publicznej. Jednego jestem pewny – Marcel i Dawid potrzebują zrobić kolejny krok w swoim rozwoju. Dzięki temu, że jestem teraz trenerem drugiego zespołu, mogę im w tym pomóc. Jeśli się pomylę i obaj odbiją się do III ligi jak od ściany, to z pokorą się do tego przyznam. Ale myślę, że jeśli będziemy umiejętnie ich wprowadzać, to obaj mają szansę wszystkich miło zaskoczyć. Myślę, że powinniśmy jeszcze odważniej stawiać na młodzież. Obaj mogą być dowodem tego, że nastolatek nie stoi na straconej pozycji w rywalizacji z seniorami.
Reforma Centralnej Ligi Juniorów sprawiła, że do drużyny rezerw przeszły w całości praktycznie dwa roczniki zawodników. Do tego dochodzą starsi gracze oraz Ci, którzy będą otrzymywali mniej szans w pierwszym zespole. Jest trener przygotowany na problem bogactwa?
– Na razie to problem bardzo teoretyczny. Duża część zawodników jest w tym momencie na testach, część już podpisała kontrakty. To grono zawodników wcale nie będzie więc takie duże. Dzisiaj na treningu mieliśmy trzynastu zawodników. Ja bardziej głowię się nad uzupełnieniem zespołu o kolejnych siedmiu graczy, by pełną dwudziestkę zabrać na obóz. Problemu bogactwa w żaden sposób więc nie odczuwam. No chyba, że część zawodników, która teraz przebywa na testach, wróci do Szczecina i zechce podjąć rękawicę w naszym zespole. Wtedy będę się martwił.
Funkcjonowanie zespołu rezerw jest ściśle powiązane z pierwszą drużyną. Miał trener już okazję porozmawiać z trenerem Kostą Runjaicem na temat wspólnej wizji?
– Jeszcze nie, bo gdy wróciliśmy do treningów i pracy z zespołem rezerw, to pierwsza drużyna wyjechała akurat na obóz do Wronek. W najbliższych dniach na pewno do takiej rozmowy jednak dojdzie. Niejako łącznikiem w naszej komunikacji będzie Robert Kolendowicz, który jest teraz prawą ręką pierwszego trenera i doskonale zna potencjał drzemiący w Akademii. Myślę, że nasza współpraca będzie się dobrze układać – z korzyścią dla całego klubu.