– Jeśli będziemy wprowadzać pojedynczych zawodników do pierwszego zespołu, to nawet w przypadku braku sukcesów zespołowych odpalę cygaro i z satysfakcją spojrzę na wykonaną pracę. Cel jest jasny – rozwijanie zawodników. Jeśli będziemy go realizować, staniemy się jeszcze mocniejsi! – mówi prezes Akademii Piłkarskiej Pogoni Szczecin, Dariusz Adamczuk.
Za nami kolejny, niezwykle emocjonujący sezon. Z jednej strony liczne powołania do reprezentacji Polski, przejścia młodych zawodników do I zespołu i srebrny medal mistrzostw Polski juniorów młodszych. Z drugiej natomiast drobne niepowodzenie, jeśli chodzi o wynik juniorów starszych czy brak spodziewanego medalu w kategorii U15. Jak prezes ocenia te kilka ostatnich miesięcy?
– Na pewno nie nazwałbym tego roku „sezonem rozczarowań”. Być może sami zawodnicy w kategorii U19, U17 czy U15 mają takie poczucie, bo z pewnością chcieli powalczyć o złote medale. Dla nas jest to jednak sprawa zupełnie drugorzędna. Nigdy nie nastawiamy się na to, by wygrywać trofea. Chcemy kształcić młodych zawodników i dobrze grać w piłkę. A dobre wyniki w lidze to jedynie pochodna i efekt uboczny naszej ciężkiej pracy.
Po reakcjach poszczególnych zawodników było jednak widać, że bardzo zależało im na zdobyciu złotych medali. Czego zabrakło, by w którejkolwiek kategorii wiekowej stanąć na najwyższym stopniu podium?
– Oczywiście, że było widać! Staramy się budować w nich mentalność zwycięzców i chociaż do wyników nie przywiązujemy tak wielkiej wagi, to oczekujemy od nich walki o najwyższe cele. W moimi odczuciu zabrakło po prostu odrobiny szczęścia. Konsekwentnie wdrażamy nasz model gry i do pojedynków o najwyższą stawkę podeszliśmy w taki sam sposób, jak do innych meczów. Nie chcieliśmy nagle zmieniać filozofii i nastawiać się na grę z kontrataku, ale cały czas dominować i budować akcje od tyłu. Kiedy ryzykujesz, musisz jednak liczyć się z porażką. Popełniliśmy kilka indywidualnych błędów przy wyprowadzeniu piłki, co skończyło się utratą bramek. Nie mam jednak o to do zawodników pretensji – jeśli chcą nauczyć się grać w piłkę, muszą popełniać błędy. Wolę, żeby robili to teraz, niż za kilka lat na poziomie Ekstraklasy.
Chociaż wyniki sportowe są drugorzędne, to trzeci z rzędu medal mistrzostw Polski musi cieszyć.
– Niewątpliwie jest to dowód na jakość naszego szkolenia i potencjał poszczególnych roczników. Od 11 lat, odkąd mam przyjemność zarządzać grupami młodzieżowymi, zawsze mamy mniejszy lub większy sukces sportowy. Początki oczywiście były trudne – zaczynaliśmy od IV ligi, musieliśmy na nowo tworzyć struktury i odbudować klub ze zgliszczy. Systematyczna praca zaczęła jednak przynosić efekty – zarówno zespołowe, jak i indywidualne. Na końcu zawsze jest jednak pierwsza drużyna i to w jej kierunku musimy spoglądać. Cieszę się, że zawodnicy, którzy wyszli z naszej Akademii, trafili pod skrzydła trenera Runjaica i jak równy z równym rywalizują ze starszymi kolegami. Widziałem cztery ostatnie sparingi, byłem na treningach, rozmawiałem z trenerem i wiem, że nasi wychowankowie absolutnie nie obniżają poziomu sportowego. Mamy nadzieje, że z czasem będą stanowili o sile pierwszego zespołu. Do tego potrzeba jednak jeszcze dużo pokory i ciężkiej pracy.
W poprzednim sezonie pięciu zawodników trafiło do pierwszego zespołu. Teraz na obozie we Wronkach przebywa czterech kolejnych. Patrząc na inne kluby, rzadko który chyba daje młodym zawodnikom taką szansę rozwoju?
– Od dawna powtarzam chłopakom, że każdy z nich otrzyma szansę rozwoju i możliwość potwierdzenia swojej wartości w pierwszym zespole. Warunek jest jeden – muszą ciężko pracować i każdego dnia udowadniać, że zasługują na nasze zaufanie. Wszystko jest w ich rękach, nogach, a przede wszystkim głowie. Jeśli nie zwariują i nie osiądą na laurach, będą grali przy wielotysięcznej publiczności na głównej płycie stadionu. Nikomu tak jak nam nie zależy, by pierwsza drużyna składała się z wychowanków Akademii. Zawodników, którzy znają naszą filozofię, są związani z miastem i mają Pogoń w sercu. Niczego jednak nie możemy dać za darmo.
Wzorcowym wręcz przykładem piłkarskiego rozwoju jest Jakub Piotrowski. Jako młody zawodnik został ściągnięty do Szczecina, przeszedł przez kilka szczebli Akademii, a następnie trafił do I zespołu. Dziś jest już w belgijskim KRC Genk i spełnia swoje marzenia o wielkiej karierze.
– Kuba przez kilka lat kroczył wyznaczoną przez nas ścieżką. Bardzo się cieszymy, że trafił do silnego, zagranicznego klubu, w którym dalej będzie mógł się rozwijać. Mało kto o tym mówi, ale to największy transfer w historii Pogoni. Nie ma w tym przypadku – przez kilka lat wiele osób pracowało na to, by Kuba znalazł się w tym miejscu. Nieoceniona jest również rola trenera Runjaica, którzy postawił na niego i przygotował do gry na najwyższym poziomie. Największa w tym jednak zasługa samego zawodnika, który cały czas miał chłodną głowę, wiedział dokąd chce dojść i z meczu na mecz realizował postawiony sobie cel. Obecnie może być wzorem do naśladowania dla innych naszych wychowanków.
Przed rozpoczęciem obecnego okresu przygotowawczego do sztabu pierwszego zespołu dołączył Robert Kolendowicz. To sygnał, że Pogoń jeszcze bardziej chce stawiać na młodzież?
– Bardzo się cieszę, że Robert jest w I drużynie. Po zakończeniu piłkarskiej kariery najpierw był asystentem trenera rezerw, potem przed dwa lata koordynatorem Akademii. Od podszewki zna nasz system szkolenia, filozofię i wymagania stawiane zawodnikom. Tysiące godzin spędził również na rozmowach z trenerami i samymi zawodnikami. Jestem przekonany, że będzie bacznie przyglądał się młodym chłopakom w I zespole i pomagał im wejść do seniorskiej piłki. Powtarzam jednak jeszcze raz – nie ma nic za darmo. Oni sami muszą udowodnić, że zasługują na grę w Lotto Ekstraklasie.
Przejście Roberta Kolendowicza do pierwszego zespołu sprawiło, że funkcję koordynatora Akademii przejął Maksymilian Rogalski. Po ogłoszeniu tej decyzji pojawiły się głosy, które podważały jego kwalifikacje. Prezes nie miał wątpliwości?
– To samo pytanie otrzymałem, kiedy funkcję koordynatora Akademii przejmował Robert Kolendowicz. Po dwóch latach chyba nie muszę przekonywać nikogo, że znakomicie odnalazł się w tej roli. Wówczas nie miałem wątpliwości i tak samo nie mam ich teraz. Długo z Maksem rozmawialiśmy. Nie było tak, że zakończył karierę, zapukał do Pogoni i następnego dnia został koordynatorem. Przez trzy miesiące miał dostęp do wszystkich konspektów z zebrań. Oficjalnie pracę rozpoczął 1 lipca, ale jeszcze w maju pojawił się w Szczecinie, by wdrożyć się w działania Akademii. Wiem, że zawsze znajdą się osoby, które będą mówić, że Maks się nie nadaje, bo brak mu doświadczenia. Część osób pewnie o mnie też tak mówiło. Taką mamy w Polsce mentalność. Na szczęście potem życie wszystko weryfikuje.
Jednym z projektów, który Maksymilian Rogalski obejmie swoim nadzorem, będzie współpraca z HSV. To chyba jeden z największych sukcesów ostatniego sezonu i dowód, że jesteśmy coraz lepiej postrzegani za granicą?
– Niewątpliwie tak. Czytałem gdzieś, że to nic niewarta współpraca, podobna do tych z Olympique Lyon czy Espanyolem Barcelona. Nic z tych rzeczy! Z tymi klubami rozmawialiśmy głównie na temat pierwszej drużyny, a współpraca kończyła się na wizytacjach i kilku sugestiach dotyczących rozwoju. Część z nich wzięliśmy sobie do serca, część musieliśmy pominąć ze względu na finanse, zaplecze infrastrukturalne, kwestie kulturowe czy klimatyczne. Umowa z HSV jest natomiast bardzo konkretna. Przez dwa lata będziemy wymieniać się doświadczeniami, szkolić trenerów, a przede wszystkim rozgrywać mecze kontrolne. Bez dwóch zdań mamy się od kogo uczyć, bo Niemcy są w tym momencie liderami, jeśli chodzi o szkolenie. Zaproszenie do współpracy jest jednak również komplementem w stronę naszej Akademii. Z perspektywy HSV granie z przeciętnym zespołem nie miałoby bowiem żadnego celu szkoleniowego. Przez ostatnie pół roku działacze HSV byli z nami w stałym kontakcie. Oglądali nasze mecze, znają naszą filozofię, metodologię pracy. Widzą w nas poważnego partnera, od którego również mogą się czegoś nauczyć.
Okazję, by zmierzyć się z niemieckimi zespołami, mieliśmy już podczas zimowej przerwy. Nasze zespoły jak równy z równym walczyły m.in. z RB Lipsk, HSV, Unionem Berlin czy St. Pauli. Czy to oznacza, że powoli doganiamy piłkarską Europę?
– Na takie deklaracje zdecydowanie zbyt wcześnie. Na pewno zbliżyliśmy się do Zachodu pod względem sportowym. Żeby go dogonić potrzebujemy jednak infrastruktury oraz budżetu. Zawodnicy potrzebują odpowiednich warunków treningowych, rozbudowanych sztabów, fizjoterapeutów, trenerów przygotowania fizycznego. Póki co możemy zazdrościć zachodnim akademiom, które przez cały rok funkcjonują w doskonałych warunkach. My natomiast, przez blisko pół roku, musimy trenować na halach i orlikach. Trudno z takim zapleczem infrastrukturalnym rywalizować z najlepszymi. Ktoś może powiedzieć „zdobyłeś srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich, a trenowałeś na piaszczystych boiskach”. To prawda, ale to były inne czasy. Wtedy wszyscy trenowali w podobnych warunkach. Teraz świat poszedł do przodu. Niektóre Akademie mają po 10 mln euro budżetu. My mamy 1,5 mln złotych. Nie wstydzimy się jednak tego, bo nawet przy tak ograniczonych możliwościach osiągamy znakomite wyniki.
Niedługo nasze problemy powinny się skończyć. Kilka dni temu ogłoszono bowiem przetarg na budowę nowego Stadionu Miejskiego wraz z Centrum Szkolenia Dzieci i Młodzieży.
– To milowy krok dla naszej Akademii. Mając warunki do całorocznego treningu, będziemy mogli jeszcze lepiej kształcić nowych zawodników. Dzisiaj nie mamy nawet siłowni, a do dyspozycji są trzy szatnie w Big Brotherze, postawionym prawie dwadzieścia lat temu. Trudno przy takiej infrastrukturze rywalizować z najlepszymi. Gdy powstanie Centrum Szkolenia Dzieci i Młodzieży, obudzimy się w zupełnie nowej rzeczywistości.
Ostatnie miesiące to również czas licznych zmian personalnych. Rezygnacja Pawła Sikory z funkcji trenera zespołu rezerw mocno wpłynęła na kształt sztabów szkoleniowych poszczególnych drużyn. Dwa najważniejsze zespoły przejęli trenerzy Andrzej Tychowski i Piotr Łęczyński. To nagroda za dobre wyniki w tym sezonie?
– Nigdy nie patrzymy na pracę z trenerów z perspektywy wyników. Bardziej skupiamy się na samej merytoryce pracy i sposobie wdrażania naszej filozofii gry. Podobnie jak rozwijamy zawodników, tak samo chcemy podnosić kwalifikacje naszych trenerów. Przez ostatnie cztery lata Paweł Cretti był trenerem na poziomie juniora starszego. Zdobył olbrzymie doświadczenie, które nadal będzie wykorzystywał z pracy z młodzieżą – tym razem z młodszym roczniku. Takie ruchy na całym świecie są zupełnie normalne. Nie można tego traktować w kategoriach degradacji. Oceniamy pracę Pawła bardzo wysoko i jesteśmy przekonani, że wniesie dużo jakości do szkolenia na poziomie juniora młodszego. Teraz swoją szansę otrzymał Piotrek Łęczyński. Od lat obserwujemy jego pracę i również bardzo wysoko oceniamy jego kompetencje. Przyszedł czas, by spróbował swoich sił w starszym zespole, poczuł stres i adrenalinę. Andrzej Tychowski ma natomiast bogate doświadczenie zawodnicze, przed laty pracował również z seniorami Chemika Police. Przez ostatnie dwa lata pracy w Pogoni pokazał, że ma świetny warsztat trenerski. Nie mam wątpliwości, że spokojnie sobie poradzi.
Nadchodzący sezon zapowiada się niezwykle pasjonująco. Szczególnie ciekawie powinno być w Centralnej Lidze Juniorów U18, która przeszła dwie poważne reformy. Po pierwsze – nie będzie już podziału na grupę wschodnią i zachodnią, a rywalizacja będzie się toczyła w gronie szesnastu najlepszy drużyn w Polsce. To dobra decyzja?
– Jako członkowie grupy Big Six zabiegaliśmy o takie rozwiązanie. Odbyliśmy spotkania z prezesem Zbigniewem Bońkiem, podczas których przedstawialiśmy swoje argumenty. Cieszymy się, że nasz głos został wysłuchany. Reforma Centralnej Ligi Juniorów wpłynie pozytywnie na rozwój poszczególnych zawodników, ale też na jakość szkolenia czy poziom sportowy samych rozgrywek. Z naszej perspektywy codzienna rywalizacja z Legią, Lechem, Zagłębiem, Jagiellonią czy Cracovią to szansa, by wychować jeszcze lepszych zawodników.
Druga decyzja była nieco bardziej kontrowersyjna. Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował bowiem o obniżeniu wieku juniora starszego. Na boisku oglądać będziemy więc przede wszystkim zawodników z rocznika 2001.
– Jak na Polskie warunki, to decyzja chyba trochę zbyt szybka. Zawodnicy często potrzebują dodatkowego roku na poziomie juniorskim, by odpowiednio wkroczyć do dorosłej piłki. Decyzja została jednak podjęta i musimy się do niej dostosować. Największe zawirowania będą na poziomie szkoły. Nasz proces szkolenia jest ściśle powiązany z procesem nauczania realizowanym przez Centrum Mistrzostwa Sportowego. Reforma spowodowała, że część zawodników, którzy skończą wiek juniora i nie załapią się do drużyny rezerw, na rok przed maturą będzie miało problem. Pod względem sportowym nie mamy się natomiast czego bać. Już w tym sezonie na boisku pojawiali się przede wszystkim zawodnicy z rocznika 2000 i młodsi, natomiast tych urodzonych w 1999 roku było zaledwie kilku. W najbliższym sezonie czterech graczy z rocznika 2000 będzie mogło jeszcze występować w Centralnej Lidze Juniorów i uważam to za rozwiązanie optymalne. Będziemy rozmawiać z przedstawicielami Polskiego Związku Piłki Nożnej, by na stałe pozostawić taką furtkę. Są bowiem zawodnicy późno dojrzewający, którzy mają duże predyspozycje, ale wrzuceni do trzecioligowego kotła mogą się nie odnaleźć.
Zmiany dotknęły również rozgrywki III ligi. Od nowego sezonu obowiązywać w nich będzie Pro Junior System, dzięki któremu kluby stawiające na młodzież, będą mogły liczyć na dodatkowe środki z Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jest szansa, że będziemy beneficjentami tego systemu?
– Bez niczyjej zachęty od trzech lat jesteśmy – wspólnie z Lechem Poznań – najmłodszym zespołem w III lidze. Jeśli dzięki temu będziemy mogli liczyć na dodatkowe środki finansowe, to pozostaje się tylko cieszyć. PZPN wspiera kształcenie młodzieży. My to robimy, więc dlaczego nie mamy czerpać z tego profitów?
Ostatni sezon mocno rozbudził nasze apetyty. Możemy liczyć, że kolejny będzie jeszcze lepszy?
– Musi być! Nie możemy robić kroków w tył i zaprzestać rozwoju. Mówiąc „jeszcze lepszy sezon” nie mam jednak na myśli worka medali. Jeśli będziemy wprowadzać pojedynczych zawodników do pierwszego zespołu, to nawet w przypadku braku sukcesów zespołowych odpalę cygaro i z satysfakcją spojrzę na wykonaną pracę. Cel jest jasny – rozwijanie zawodników. Jeśli będziemy go realizować, staniemy się jeszcze mocniejsi!