Trener Włodzimierz Obst – jako ostatni szkoleniowiec – poprowadził juniorów starszych do złotych medali. W tamtej drużynie byli m.in. prezes Akademii Piłkarskiej Pogoni Szczecin Dariusz Adamczuk czy szkoleniowiec żaków starszych Artur Chwedczuk. Od tamtego dnia minęło 31 lat, a szczeciński klub nadal czeka na sukces na tym szczeblu.
– Wspomnienia są niezwykłe – powiedział Artur Chwedczuk. – Pamiętam, że prowadził nas wtedy trener Włodzimierz Obst, który był niesamowitym człowiekiem. Z kolei medal to piękna pamiątka z młodzieńczych lat.
Rozgrywki półfinałowe toczyły się w dwóch grupach po cztery zespoły. W jednej spotkały się: Zawisza Bydgoszcz, MKS Agrykola Warszawa, Radomiak Radom oraz Górnik Zabrze. Z kolei w drugiej: Pogoń Szczecin, Stal Rzeszów, Moto-Jelcz Oława oraz Boruta Zgierz.
Młodzi Portowcy przeszli jak burza przez ten etap eliminacyjny i – z kompletem zwycięstw – awansowali do finału. Liderem zespołu był Jacek Cyzio, który w trzech spotkaniach ustrzelił sześć bramek, co zapewniło mu tytuły najlepszego strzelca oraz zawodnika turnieju. W składzie byli m.in. Adamczuk czy Artur Chwedczuk, który obecnie trenuje w naszej akademii chłopców z rocznika 2008.
Wyniki półfinałów:
Pogoń – Moto-Jelcz 3:1 (0:1)
Pogoń – Boruta 5:1 (2:0)
Pogoń – Stal 4:2 (2:0)
To dało szczecińskiemu klubowi po raz drugi szansę na zloty medal. Wcześniejsza próba miała miejsce w 1965 roku. Wtedy zdobyliśmy srebro. Tym razem wicemistrzostwo Polski było już zapewnione, ale piłkarze – z trenerem Włodzimierzem Obstem – ostrzyli sobie zęby na coś więcej. Aby to osiągnąć, musieli być lepsi w dwumeczu od Zawiszy, który w Bydgoszczy wygrał turniej półfinałowy.
Do pierwszego starcia finałowego doszło na terenie rywala. Młodzi Portowcy mieli problem ze sforsowaniem nieźle grających przeciwników i co chwilę odpierali ataki. Najgroźniejszym zawodnikiem Zawiszy był Krzysztof Straszewski, który w 63. minucie zdobył gola, a szczecinianie wracali do domu w nie najlepszych nastrojach.
– Po pierwszej potyczce trener Obst zabrał nas nad jezioro – przyznał Chwedczuk. – Nietypowa i niespotykana obecnie forma przygotowania do meczu, ale szkoleniowiec wiedział, co robi. Bardzo dobrze nas znał i widział, czego potrzebujemy.
Ten miniobóz dobrze pamięta również prezes Akademii Piłkarskiej Pogoni Szczecin – Dariusz Adamczuk.
– Przez parę dni ani razu nie dotknęliśmy piłki – śmiał się Dariusz Adamczuk. – Bydgoszczanie mocno trenowali, co później było widać na boisku. Z kolei my graliśmy na świeżości.
Ci, którzy nie wierzyli w młodych Portowców, srodze się pomylili. Rewanż odbył się tuż przed potyczką Pogoni ze Śląskiem Wrocław, a na trybunach pojawiło się 7 000 kibiców. Mecz nie był porywający – bydgoszczanie grali zachowawczo, pamiętając o korzystnym wyniku z pierwszego spotkania.
– Granie przy tak zapełnionych trybunach to duża przyjemność – powiedział Chwedczuk. – Nie mieliśmy żadnej blokady. To nas motywowało do działania. Niesamowite przeżycie.
Pierwszym sygnałem ostrzegawczym było uderzenie w poprzeczkę Roberta Adamkiewicza z 25. metra. Z kolei na listę strzelców dwukrotnie wpisał się Cyzio. Najpierw dobił wcześniejszy strzał Mariusza Borkowskiego, a następnie wykorzystał rzut karny po faulu na Adamczuku.
– Zawsze miałem ofensywne zacięcie grając na obronie i ten pojedynek był ukoronowaniem tego – przyznał Adamczuk. – Przy każdym trafieniu miałem udział, więc dorzuciłem cegiełkę do tego zwycięstwa. Atmosfera meczu również była niesamowita, bo z każdą minutą było coraz więcej ludzi. Stresik przed pierwszym gwizdkiem był, ale jak stawia się nogę na murawie, wtedy wszystko wokół znika. Zawsze lubilem grać przy zapełnionych trybunach.
Po końcowym gwizdku na szyjach szczecinian pojawiły się złote medale, a chwilę później rozpoczął się przemarsz z kryształowym pucharem przy aplauzie zebranych kibiców. Włodzimierz Obst pytany przez dziennikarzy, kto zasłużył na wyróżnienie, odpowiedział krótko z uśmiechem na twarzy: – Wszyscy zasługują na słowa pochwały.