– Trener Kosta chce mieć ludzi, którzy będą pasować do jego filozofii. Albo wchodzisz do I zespołu, zostajesz i grasz, albo usłyszysz „do widzenia”. A nam chodzi o to, żeby nasi zawodnicy słyszeli „dzień dobry” – mówi trener rezerw Pogoni, Paweł Ozga.
Parafrazując tekst w filmu „Kilerów 2-ów”: „Trener wszedł do drugiego zespołu z marszu, na czczo, nawet rąk nie umył”. Trudno się było odnaleźć w nowej szatni?
– Wprost przeciwnie. Przejąłem zespół, który był dobrze przygotowany, odpowiednio poukładany, miał swoją racjonalną hierarchię. To znacznie ułatwiło mi wejście, bo nie musiałem niczego narzucać. Oczywiście zaszły pewne zmiany, zwłaszcza w kontekście metod pracy. Z Pawłem Crettim jesteśmy zupełnie inni pod kątem charakterów, ale też kwestii czysto szkoleniowych. Myślę jednak, że czerpanie z dwóch warsztatów było dla zawodników bardzo korzystne.
W pierwszych tygodniach pracy często wykręcał trener kierunkowy do Suwałk?
– Kolegujemy się z Pawłem, mamy dobrą relację, szanujemy swoją pracę. Kontaktowaliśmy się kilkukrotnie, ale była to raczej forma luźnej wymiany spostrzeżeń, niż zagłębiania się w szczegóły. Nie chciałem się sugerować jego opinią, wolałem dać każdemu szansę, by pokazał swoje umiejętności. Inna sprawa, że znałem zawodników, bo po pierwsze od lat pracuję w regionie, a po drugie byłem na wielu meczach drugiej drużyny przed jej objęciem.
Pracuje trener z zespołem blisko trzy miesiące. To wystarczający czas, żeby autorski sznyt był już na nim widoczny?
– Z pewnością tak, chociaż efekt docelowy nie został jeszcze osiągnięty. Widzę, że zawodnicy robią postęp i adaptują się do tego, co im narzucam. Przed nami teraz trzy miesiące spokojnej pracy, po których lepiej będzie można ocenić efekty mojej pracy. Myślę, że dopiero wiosną będę mógł się pod zespołem podpisać i postawić swoją pieczątkę.
Jedna wygrana, dwa remisy i trzy porażki – tak wygląda dorobek punktowy prowadzonego przez trenera zespołu. Wyniki sportowe były chyba poniżej oczekiwań?
– Zdecydowanie tak, złożyło się na to wiele kwestii. Widzę jednak zdecydowany progres między tym, co działo się w Nowym Stawie, a meczem z KP Starogard Gdański. Nie chodzi o to, że chłopacy wcześniej grali źle – po prostu dostali trochę inne zadania, a co za tym idzie, zmieniły się stawiane przed nimi wymagania. Myślę, że ostatnie mecze pokazały, że idziemy w dobrą stronę.
Wygrana z KP Starogard Gdański, remis z Herthą Berlin, triumf w Pucharze Polski – na tych meczach buduje trener optymizm na kolejne miesiące?
– Z pewnością zrobiliśmy duży progres w organizacji gry, byliśmy też bardziej odpowiedzialni. Optymizm buduję przede wszystkim na tym, co widzę u chłopaków podczas treningów – zaangażowaniu, chęci do pracy, woli dalszego rozwoju. Cieszy mnie również, że darzą mnie coraz większym zaufaniem. Coraz częściej przychodzą, żeby porozmawiać na tematy sportowe, ale także te typowo ludzkie. Mamy dobrą atmosferę w drużynie i świetne warunki do tego, by dalej się rozwijać.
Ma trener spore doświadczenie na poziomie III ligi. Rezerwy Pogoni Szczecin czymś różnią się od zespołów Świtu i Vinety?
– Sportowo raczej nie. Widziałem, że to zespół na bardzo wysokim poziomie. Chociaż muszę przyznać, że rywalizując z Pogonią w lidze, nigdy z nią nie przegrałem <śmiech>. A zupełnie poważnie, to codziennie uczę się nowych rzeczy. Nigdy wcześniej nie miałem w sztabie siedmiu współpracowników, więc organizacja pracy i delegowanie zadań to dla mnie nowe doświadczenie. Zaskoczyło mnie również, jak wiele w Pogoni rozmawia się o piłce. Tydzień rozpoczynamy analizą meczów z minionej kolejki, we wtorek mamy zebrania w szerokim gronie trenerów, w czwartek z kolei omawiamy składy na kolejny weekend. Taka wymiana myśli jest niezwykle twórcza i pozwala się rozwijać.
Przejął trener zespół z dobrodziejstwem inwentarza. Jak układa się współpraca z pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego?
– Wszyscy idziemy tym samym torem i dmuchamy w jeden żagiel. Sami zawodnicy zauważyli, że w naszym sztabie nie ma żadnych podziałów, a ich opinia jest tutaj najistotniejsza. Widzę zdecydowanie więcej pozytywów niż negatywów. Cieszy mnie, ze poprawiliśmy organizację pracy podczas samego treningu. Każdy wie, za co odpowiada, dzięki czemu możemy się skupić wyłącznie na kwestiach coachingowych. W niektórych aspektach, np. analizy meczów, wciąż mamy jednak rezerwy. Cały czas się docieramy i myślę, że z tygodnia na tydzień nasze współpraca będzie wyglądała jeszcze lepiej.
W rundzie jesiennej przeprowadził trener kilka eksperymentów. Kwiecień i Radziński w środku pola, Starzycki, Kuśmierek i Maćkowski w ataku, gra z trzema obrońcami lub na dwie „ósemki”. Które uważa trener za udane, a które nie wypaliły?
– Generalnie ze wszystkich ruchów jest zadowolony, bo weryfikacja negatywna, to również weryfikacja. Kilka niewypałów faktycznie było. Bartek Krzysztofek długo nie mógł złapać wysokiej formy, więc próbowaliśmy zagrać z Gracjanem Kuśmierkiem czy Rafałem Maćkowskim na szpicy. Żaden z nich nie odnalazł się jednak na tej pozycji. Pod koniec rundy postawiliśmy natomiast na Błażeja Starzyckiego, który – dzięki umiejętności poruszania się miedzy strefami i utrzymania piłki pod presją przeciwnika – dał nam dużo jakości. Strzałem w dziesiątkę z pewnością było również postawienie na Michała Kwietnia w środku pola. Widać, że zrobił ogromny postęp, a za zaufanie odpłacił się pięknymi bramkami.
A co z grą w nowym ustawieniu?
– Próbowaliśmy wariantu z trzema obrońcami. Myślę, że dla chłopaków była to nauka innego poruszania po boisku czy wyprowadzania piłki. Dzięki temu, przechodząc do silniejszych klubów albo trafiając do I zespołu, będą gotowi. Trener Kosta chce mieć ludzi, którzy będą pasować do jego filozofii. Albo wchodzisz do I zespołu, zostajesz i grasz, albo usłyszysz „do widzenia”. A nam chodzi o to, żeby nasi zawodnicy słyszeli „dzień dobry”.
Była już okazja, żeby dłużej porozmawiać z trenerem Rujnaicem, omówić warunki współpracy z I zespołem?
– Pracy jest tyle, że trudno znaleźć czas na dłuższą rozmowę. Widzimy się praktycznie codziennie, zawsze wymieniamy parę zdań, ale okazja do większego spotkania przyjdzie pewnie dopiero po Nowym Roku, gdy nie będzie meczów ligowych. Ściśle współpracujemy jednak z trenerem Kolendowiczem, który pełni rolę łącznika pomiędzy I zespołem, a drużyną rezerw i grupami młodzieżowymi. Dużo rozmawiamy o piłce, a także o poszczególnych zawodnikach.
Często uczestniczy trener w zajęciach I zespołu. Podgląda trener pracę sztabu Kosty Runjaica?
– Musiałbym być głupi i ślepy, żeby mieć takiego fachowca na wyciągnięcie ręki i nie korzystać z jego wiedzy oraz doświadczenia. Każdy kolejny trening to minimalny krok w dalszym rozwoju. Przed meczem z Arką Gdynia widziałem świetną grę, którą trenerzy zaproponowali zawodnikom w kontekście adaptacji do tego, co pokaże rywal. Podział na strefy, odpowiedzialna gra obrońców, walka o górne piłki. Staram się również podglądać sposób organizacji pracy sztabu, bo trener Runjaic doprowadził ją do perfekcji.
Któregoś ze swoich podopiecznych mógłby już dzisiaj trener zarekomendować do I zespołu?
– Kilku znalazło się już w kręgu zainteresowania trenera Runjaica. Sytuacja cały czas jest dynamiczna, ale na części treningów pojawiają się Kryspin Szcześniak, Oskar Kalenik czy Michał Kwiecień. W zajęciach I zespołu regularnie uczestniczyli również Błażej Starzycki i Kacper Smoliński. Cieszy mnie szczególnie rozwój tego ostatniego, bo to inteligentny i oddany piłce chłopak. Ma w sobie tę pasję, która jest potrzebna, by zaistnieć w zawodowej piłce. Myślę, że przyjdzie czas, kiedy kibice będą dla niego przychodzić na stadion. Niewykluczone też, że zapewni klubowi dobre pieniądze z transferu.
Jesienią miał trener również możliwość pracy z doświadczonymi ligowcami. To było dodatkowe wyzwanie?
– Z pewnością. Kiedy zawodnicy schodzą z I zespołu na mecz drużyny rezerw, trzeba umieć do nich dotrzeć. W meczu z Nielbą Wągrowiec mnie się to ewidentnie nie udało. Ale to też było nowe doświadczenie. Wiem, że dzisiaj na niektóre kwestie zareagowałbym zupełnie inaczej.
W ostatnich spotkaniach korzystał trener z młodszych zawodników, którzy większość rundy jesiennej spędzili na poziomie Centralnej Ligi Juniorów U18. Jest szansa, że wiosną będą oni odgrywać ważniejszą rolę w drużynie rezerw?
– Przed chłopakami z rocznika 2002 ostatnie pół roku na poziomie juniorskim. Naturalne jest więc, że powoli sprawdzamy ich na tle starszych kolegów. Ale musimy robić to racjonalnie. Mamy w drugim zespole grupę naprawdę mocnych zawodników, którzy również przeszli odpowiedni cykl szkolenia w Akademii. Jeśli młodsi chłopacy mają do nas trafić, to muszą przynajmniej dorównywać im poziomem. Na pewno nie będziemy rozdawać nagród za darmo. Jest jednak kilka perełek, którym będziemy się intensywniej przyglądać. Okres zimowy to idealna pora, żeby zobaczyć ich w treningu czy sprawdzić podczas meczu kontrolnego. Na pewno nie będzie to jednak masowy exodus.
Kolejne spotkanie o stawkę zagracie na początku marca. Jak będą wyglądały przygotowania do rundy wiosennej?
– Zimową przerwę rozpoczynamy 20 grudnia. Do tego czasu mamy normalne zajęcia, chociaż więcej czasu poświęcamy na aspekty związane z przygotowaniem motorycznym czy pracą prewencyjną. W nowym roku do zajęć wrócimy 7 stycznia i będziemy systematycznie realizować założenia naszego modelu. Mamy też przewidziane kilka sparingów – głównie z niemieckimi drużynami. Na pewno zagramy z TSG Neustrelitz, Hamburgerem SV U23 oraz drużyną z Torgelow. A połowie lutego pojedziemy natomiast na obóz do Pogorzelicy, gdzie zagramy z Flotą Świnoujście. Nie planowaliśmy tych meczów zbyt wiele, bo chodzi przede wszystkim o to, żeby trenować, trenować i jeszcze raz trenować.
Obejmując zespół mówił trener, że marzy mu się awans do II ligi. W obecnym sezonie trudno już jednak liczyć na przekucie ich w rzeczywistość. Stawia trener przed zespołem bardziej realny cel na rundę wiosenną?
– Nie zastanawialiśmy się jeszcze nad tym. Obecnie skupiamy się przede wszystkim na podsumowaniu tego, co działo się jesienią. Ale cel sportowy z pewnością przed drużyną postawimy. Oczywiście – kluczem do wszystkiego jest rozwój zawodników, ale efektem dobrego szkolenia powinny być także bramki, punkty i zwycięstwa.