– Wciąż chcemy walczyć o najwyższe cele. Odrobienie czterech punktów w czternastu kolejkach to bardzo realny scenariusz. Nie skupiamy się jednak na analizowaniu tabeli – myśleniu ile nam brakuje do lidera albo kto nas goni. Nie rozmawialiśmy o tym z chłopakami przez całą jesień i wiosną będzie podobnie. Szkoda na to energii. Przede wszystkim patrzymy na siebie. Jeśli będziemy wygrywać, na pewno będziemy piąć się w górę – mówi trener juniorów starszych Pogoni, Piotr Łęczyński.
Patrząc na Waszą grę w rundzie jesiennej można ukuć stwierdzenie, że „prawdziwych Portowców poznaje się nie po tym, jak zaczynają, ale jak kończą”. Macie w sztabie poczucie dumy z tego, jak zespół rósł przez ostatnie miesiące?
– Nie ma nic przyjemniejszego, niż oglądanie efektów swojej pracy. Zawodnicy indywidualnie, ale też zespół jako całość, zrobili duży postęp w ostatnich miesiącach. Nie ukrywamy, że jesteśmy z tego zadowoleni. Mamy jednak świadomość, że przed nami wciąż jeszcze daleka droga. Nadchodzący okres czterech miesięcy bez meczów o stawkę powinien przynieść nam sporo korzyści, dzięki czemu wiosną będziemy jeszcze lepszym zespołem.
Początek rundy nie napawał optymizmem. Na własnym boisku nie mieliście problemów z punktowaniem, ale z trzech kolejnych wyjazdów wróciliście bez punktów. Skąd taka słabsza dyspozycja?
– Złożyło się na to wiele czynników. Przez rozpoczęciem sezonu czuliśmy się mocni, chcieliśmy dobrze zacząć sezon. Inauguracyjne spotkanie z Arką nieco zachwiało jednak pewnością siebie chłopaków. Myślę, że gdybyśmy z Gdyni wrócili z kompletem punktów, kolejne mecze mogłyby się inaczej układać. Na szczęście były to jednak złe miłego początki. Zresztą, jak się później okazało, Zagłębie i Górnik rundę jesienną skończyły wyżej od nas w tabeli, więc nie przegraliśmy ze słabymi drużynami.
Logistyka też odegrała tutaj swoją rolę? W poprzednich sezonach chłopacy nie jeździli na drugi kraniec Polski i z rzadka wybierali się na mecz z jednodniowym wyprzedzeniem.
– Nie doszukiwałbym się tutaj problemów. Większą rolę odegrało podejście chłopaków do meczów. Z jednej strony pojawiła się presja, którą sami na siebie nakładali, a z drugiej zbyt duża pewność siebie, co w połączeniu przekładało się na porażki.
Wysoka porażka z Zagłębiem Lubin była przełomowym momentem jesieni? Przydał Wam się taki zimny prysznic?
– Zdecydowanie było to kluczowe spotkanie. Ponieśliśmy srogą porażkę, ale po niej coś zaczęło się dziać w drużynie. Widocznie potrzebny był nam wszystkim taki wstrząs. Odbyliśmy po tym meczu wiele rozmów z chłopakami na temat celów – indywidualnych i drużynowych. Nie było łatwo ich zebrać, ale znaleźliśmy oparcie w charakterze drużyny i potrafiliśmy przekuć tę porażkę w sukces. Pomogło nam również zaufanie ze strony włodarzy klubu, którzy zdecydowali, że kolejne spotkanie z mistrzem Polski zagramy na głównej płycie. To było prestiżowe i niezwykle ważne spotkanie, które – dzięki odniesionemu zwycięstwu – pozwoliło nam w pewnym stopniu zmazać plamę.
Niedługo później przyszło spotkanie z Lechem Poznań, wygrane przekonująco 2:0. Lepszego meczu chyba jesienią nie rozegraliście?
– Z wielu spotkań jesteśmy zadowoleni. Starcie przeciwko Lechowi rzeczywiście było jednak tym najlepszym. Wygraliśmy zasłużenie, w bardzo dobrym stylu. Biorąc pod uwagę prestiż naszych bezpośrednich pojedynków, punkty zdobyte we Wronkach cieszyły jeszcze bardziej.
Znaleźliście patent na starcia z Lechem i Legią? W ostatnich dwóch sezonach rozegraliście sześć spotkań i wszystkie zakończyły się Waszym zwycięstwem.
– Nie ma patentu. Kluczem do wszystkiego jest ciężka praca, przygotowanie do meczu i odpowiednie nastawienie. W przypadku spotkań z Lechem czy Legią ten ostatni czynnik może być kluczowy. Jako trenerzy chcielibyśmy, aby zawodnicy do każdego meczu podchodzili tak samo, ale w tym wieku nie zawsze jest to możliwe. Nie ma co ukrywać, że w takich prestiżowych spotkaniach chłopacy są bardziej zmobilizowani.
W poprzednich sezonach końcówka rundy jesiennej przynosiła spadek formy i gorsze wyniki. Tym razem zimowe demony udało się jednak przegonić. Skąd zmiana tej tendencji?
– Analizując sytuację w poprzedniego sezonu, przyglądając się poszczególnym mikrocyklom i patrząc na poziom zmęczenia chłopaków, zmieniliśmy nieco specyfikę treningów i strukturę tygodnia. W końcówce rundy jesiennej wyglądaliśmy naprawdę dobrze i mieliśmy energię, by wrzucić jeszcze wyższy bieg. Zazwyczaj cieszyliśmy się, że runda jesienna dobiega końca, a tym razem chętnie zagralibyśmy jeszcze kilka spotkań.
Ustabilizowanie składu również przełożyło się jakość gry zespołu i wypracowanie pewnych automatyzmów? Roszad pomiędzy kolejnymi spotkaniami było relatywnie niewiele.
– Zdecydowanie tak. Rozmawialiśmy w klubie wielokrotnie o przynależności zawodników do poszczególnych drużyn. Naszym nadrzędnym celem jest oczywiście ich indywidualny rozwój, ale musimy też dbać o „jakość szatni”. Zawodnicy muszą czuć się częścią zespołu – dzięki temu wiedzą, że nie grają wyłącznie dla siebie, a to przekłada się na ich ocenę oraz rozwój. Doszliśmy do sytuacji, kiedy na udział w treningach i miejsce w osiemnastce meczowej II zespołu czy drużyny U18 trzeba sobie po prostu zasłużyć. Nie dokonujemy wielu roszad, a to się przekłada na zdecydowany progres w naszej grze. Jestem przekonany, że podobny sposób współpracy wypracujemy z trenerem Ozgą również w rundzie wiosennej.
Na stabilizację składu wpływ miała również zmiana przepisów, która nie pozwoliła na korzystanie ze starszych zawodników. Uważa ją trener za korzystną?
– Sportowo rywalizacja na pewno jest bardziej miarodajna. Nie ma różnicy 2-3 lat, tak jak w poprzednim sezonie. Korzyści widzę także pod kątem organizacyjnym. Wiemy, że zawodnicy z rocznika 2001 są przypisani do II zespołu i nie ma dyskusji dotyczących ich ewentualnych migracji. Aczkolwiek w naszym przypadku nie była to radykalna zmiana, bo w poprzednim sezonie raczej nie korzystaliśmy z tej furtki. Wiele klubów miało w swoich kadrach graczy z rocznika 2000, natomiast my chcieliśmy, by najlepsi mogli się rozwijać na poziomie seniorskim. Dość powiedzieć, że pod koniec sezonu w podstawowej jedenastce naszego zespołu było nawet 8-9 zawodników, którzy mogliby rywalizować na poziomie Centralnej Ligi Juniorów U17. Teraz też w naszej kadrze nie brakuje chłopaków z rocznika 2003, aczkolwiek funkcjonują oni na nieco innych zasadach. Po prostu wygrywają rywalizację ze starszymi kolegami. Traktujemy ich tak samo, nikt nie ma taryfy ulgowej.
Choć dysponujecie silną i stabilną kadrą, to wciąż nie oddaje ona pełnego potencjału klubu w tych rocznikach. Część zawodników, którzy mogliby grać na poziomie Centralnej Ligi Juniorów U18, rywalizuje już bowiem w starszych zespołach.
– Taką drogę obraliśmy w klubie już kilka lat temu i konsekwentnie się jej trzymamy. Część zawodników walczy o miejsce w drużynie rezerw, inni trenują z I zespołem i mają za sobą nawet debiut na poziomie ekstraklasy. Do naszego zespołu wnieśliby z pewnością dużo jakości, ale staramy się szukać dla nich nowych bodźców i zawieszać im poprzeczkę coraz wyżej. Być może narażamy się na słabsze wyniki drużyny w CLJ U18, ale dzięki temu osiągniemy lepszy efekt pod kątem rozwoju jednostek.
Przed rozpoczęciem sezonu zdecydował trener, że treningi z zespołem U18 rozpocznie Borys Freilich. Jak odnalazł się w rywalizacji z dwa lata starszymi od siebie zawodnikami?
– Borys dość długo czekał, by wskoczyć do składu. Taką mamy filozofię – na poziomie U18, drużyny rezerw czy I zespołu nie ma miejsca na to, by dawać komuś szansę. Na wszystko trzeba sobie zapracować i zasłużyć. Borys – pomimo młodego wieku – nie miał w tym kontekście taryfy ulgowej. Kiedy był w słabszej dyspozycji i nie dawał tyle jakości na treningach, to po prostu nie grał. Podobnie będzie w II zespole czy na poziomie ekstraklasy i każdy z chłopaków musi się do tego przyzwyczaić. Borys zacisnął zęby, ciężko pracował na treningach, czego efektem były minuty z ławki rezerwowych, a ostatecznie miejsce w wyjściowej jedenastce.
Długą drogę przeszedł również Łukasz Łęgowski. Sezon zaczynał jako rezerwowy, a skończył ją jako podstawowy bramkarz i reprezentant Polski.
– To był dla niego bardzo ważny rok. Wiosną grał w drużynie U17, w wakacje żegnał się z bratem, który wyjeżdżał do Walencji. Sezon faktycznie zaczął na ławce, ale w trudnym momencie – po kontuzji Nikodema Sujeckiego – wskoczył do bramki i dał nam bardzo dużo jakości. Jego wysoka dyspozycja i świetne interwencje przełożyły się na wyniki zespołu, a także uznanie w oczach trenera reprezentacji Polski U17 i szansę gry w II zespole. Łukasz jest idealnym przykładem, że ciężką pracą, dobrym nastawieniem i wiarą w siebie można dojść do wysokiego poziomu.
Przed rozpoczęciem sezonu do zespołu dołączyło czterech nowych zawodników. Wnieśli oczekiwaną jakość?
– Z doświadczenia wiemy, że nowym zawodnikom nie jest łatwo wejść do Pogoni i od razu stać się czołowymi postaciami. Mamy w szatni wielu graczy z mocnymi charakterami, którzy znają specyfikę klubu i są na bardzo wysokim poziomie. Pracujemy dużo, mocno i nie każdy potrafi się szybko przyzwyczaić do takiego reżimu treningowego. W przypadku każdego z nowych zawodników początki nie były łatwe, ale każdy kolejny tydzień sprawiał, że wchodzili na wyższy poziom i przekonywali, że warto na nich stawiać. Kacper i Fabian to zawodnicy ofensywni, którzy razem zdobyli 12 bramek i zanotowali wiele asyst. Myślę, że to dobry wynik. Wiktor i Bartek zaliczyli mniej minut, ale również ciężko pracują i zrobili duży progres. Widzimy w nich bardzo duży potencjał i na pewno będziemy na nich liczyć w rundzie wiosennej.
Zmiany zaszły nie tylko w kadrze, ale również w sztabie szkoleniowym. Po kilku kolejkach z rolą II trenera pożegnał się Maciej Majak, a jego miejsce zajął Marcin Dymek. Jak układa się ta współpraca?
– Bardzo żałujemy, że Maciek musiał zrezygnować z miejsca w naszym sztabie. Ze względów zawodowych nie mógł być jednak na tyle dyspozycyjny, na ile sam by od siebie oczekiwał. We wrześniu dołączył do sztabu zespołu U14 i w pewnością wniósł tam sporo jakości. Do nas dołączył natomiast Marcin Dymek, który ma za sobą doświadczenie na tym poziomie, wcześniej współpracował też z nami w kategorii juniora młodszego. Współpraca układa się bardzo dobrze – Marcin jest profesjonalistą, wykazuje duże zaangażowanie, ma fajny kontakt z chłopakami. Rozumiemy się bardzo dobrze, niekiedy bez słów. Cała zmiana przebiegła bardzo płynnie.
A jak odbiły się na Was problemy z infrastrukturą? Praktycznie całą rundę kursowaliście między Prawo- i Lewobrzeżem, a Waszym domem stało się boisko przy ul. Pomarańczowej.
– Wszyscy chcieliby trenować w komfortowych warunkach. Obecna sytuacja z pewnością nie jest łatwa. Wystarczy jednak chociaż na chwilę przyjechać na Twardowskiego, zobaczyć jak postępuje budowa i można się uśmiechnąć. Tyle lat czekaliśmy na bazę z prawdziwego zdarzenia i dziś ten moment nadchodzi. Kilka problemów organizacyjnych oczywiście było, ale mamy zgrany sztab i kierownika, który świetnie odnajduje się w trudnych sytuacjach. Dzięki Damianowi Górskiemu nie musieliśmy się niczym martwić – ani dalekimi wyjazdami, ani kwestiami treningowymi.
Przed Wami zimowa przerwa. Jakie macie plany na najbliższe 3-4 miesiące?
– W grudniu skupiamy się na treningu pozycyjnym i pracy indywidualnej. Później mamy przerwę świąteczną i 7 stycznia wracamy zajęć na pełnych obrotach. W połowie miesiąca wyjeżdżamy na prestiżowy turniej do Odense, później czekają nas trzy sparingi z czołowymi niemieckimi drużynami. W planie jest także starcie z Hansą Rostock oraz obóz w Pogorzelicy, podczas którego zagramy z seniorami Gryfa Kamień Pomorski oraz rezerwami Chrobrego Głogów. Na zakończenie okresu przygotowawczego zagramy jeszcze mecz kontrolny z Wartą Poznań U19, a potem będziemy myśleć już wyłącznie o ligowym starciu z SMS-em Łódź.
Zimą czekają zespół poważniejsze zmiany kadrowe? Przesunięcia do II drużyny, przejścia z zespołu U17?
– Najważniejsza w tym kontekście jest komunikacja między sztabami. Z trenerem Pawłem Ozgą znamy się wiele lat, pracowaliśmy wspólnie w SALOS-ie Szczecin. Rozumiemy się doskonale, chcemy dla chłopaków jak najlepiej, szanujemy swoje ambicje i podejście drużynowe. Po meczach ligowych postanowiliśmy, że grupa chłopaków z rocznika 2002, którzy są w kręgu zainteresowania II zespołu, na tydzień dołączy do drużyny trenera Ozgi, natomiast na naszych zajęciach pojawiła się spora grupa zawodników z U17. To był dobry czas, by zobaczyć ich w treningu i sprawdzić podczas meczów kontrolnych.
Pod kątem zmian kadrowych z pewnością czeka Was jeden transfer zewnętrzny. Po kilkumiesięcznych perypetiach formalnych do zespołu dołączy Vadim Zaleskij. Na ile on może wzmocnić rywalizację w zespole?
– Wierzymy w niego bardzo mocno. Cieszymy się, że cała saga z dokumentami dobiegła końca i wiosną będzie naszym zawodnikiem. Ciekawi nas, jak będzie wyglądał na poziomie ligi U18. To interesujący zawodnik, zupełnie inny niż Ci, których na co dzień oglądamy na boiskach Centralnej Ligi Juniorów. Zagrał ostatnio bardzo dobry mecz przeciwko RB Lipsk, w którym strzelił dwie bramki. Prawdziwy egzamin czeka go jednak dopiero na wiosnę.
Czwarta lokata i cztery punkty straty do lidera. To dobra pozycja przed rundą rewanżową?
– Zdecydowanie. Oczywiście – były spotkania, w których zabrakło nam szczęścia. Gdybyśmy wykorzystali rzut karny w doliczonym czasie przeciwko Wiśle, dziś tracilibyśmy tylko dwa oczka. Ale trzeba brać to co jest i szanować miejsce, w którym się znaleźliśmy. Wciąż chcemy walczyć o najwyższe cele. Odrobienie czterech punktów w czternastu kolejkach to bardzo realny scenariusz, chociaż zdajemy sobie sprawę, że „grupa pościgowa” będzie zdecydowanie większa. Nie chcemy jednak skupiać się na analizowaniu tabeli – myśleć ile nam brakuje do lidera albo kto nas goni. Nie rozmawialiśmy o tym z chłopakami przez całą jesień i wiosną będzie podobnie. Szkoda na to energii. Przede wszystkim patrzymy na siebie. Jeśli będziemy wygrywać, na pewno będziemy piąć się w górę.