– Jesień była ciężka – wiele pracy wykonaliśmy i jeszcze więcej mamy do wykonania. Ale jesteśmy nakręceni na robotę. Wiemy co mamy robić, jakie aspekty udoskonalać. Wyniki dalekie były od oczekiwanych, ale zniechęcenie się nie pojawiło. Nikt nigdy nie spuścił głowy – mówi trener juniorów młodszych Pogoni, Arkadiusz Jarymowicz.
Połączenie dwóch roczników, praca z blisko trzydziestoosobową grupą, przyjście trenera Pawła Ozgi, a z czasem objęcie przez Ciebie funkcji pierwszego szkoleniowca – tak w skrócie wyglądała runda jesienna. Za Tobą najintensywniejsze pół roku w pracy trenerskiej?
– Praca w Pogoni Szczecin ogólnie jest intensywna. Ale faktycznie, w ostatnich miesiącach bardzo wiele się działo. Latem musieliśmy poukładać zespół na nowo, dostosować treningi do warunków infrastrukturalnych i liczebności grupy. Przejście Pawła Ozgi do drużyny rezerw postawiło przed nami kolejne wyzwania i było okazją do zdobycia nowych doświadczeń. Nie było łatwo i wiem, że nie wszystko funkcjonowało tak, jak byśmy oczekiwali. Mamy w sobie jednak bardzo duże pokłady entuzjazmu – zarówno na zimę, jak i rundę wiosenną.
Przez pierwsze miesiące jesieni pieczę nad zespołem sprawował trener Ozga. Jak układała się Wasza codzienna współpraca?
– Znaliśmy się z Pawłem od dłuższego czasu, więc szybko złapaliśmy wspólny język. Mogę się wypowiadać o nim wyłącznie w samych superlatywach. Ma ogromną wiedzę i świetny warsztat, a do tego potrafi bardzo dobrze układać pracę sztabu szkoleniowego. Każdy wiedział za co odpowiada, nie było żadnych nieporozumień, nieścisłości czy wpadek. Dużo się również od niego nauczyłem. Bardzo wiele wymagał – od zawodników, sztabu, ale przede wszystkim od siebie – co pozwalało każdemu się rozwijać.
Gdy przejmowałeś zespół na początku października, bił od Ciebie ogromny entuzjazm. Nie najlepsze wyniki w pewien sposób go stłumiły?
– Absolutnie nie, ja się łatwo nie zniechęcam. Jesień była ciężka – wiele pracy wykonaliśmy i jeszcze więcej mamy do wykonania. Ale jesteśmy nakręceni na robotę. Wiemy co mamy robić, jakie aspekty udoskonalać. Wyniki dalekie były od oczekiwanych, ale zniechęcenie się nie pojawiło. Nikt nigdy nie spuścił głowy.
Masz za sobą doświadczenie jako I trener w seniorskiej drużynie Hutnika Szczecin. Przejęcie juniorów młodszych Pogoni postawiło przed Tobą jakieś wyzwania, było nowym doświadczeniem?
– Oczywiście! Dotąd nigdy nie musiałem chociażby rozmawiać z rodzicami. W przypadku dorosłych facetów nie zdarzało się, żeby mama przychodziła porozmawiać o sytuacji syna. Dla mnie to była nowość, ale myślę, że nieźle sobie z tym poradziłem. Na szczęście miałem świetnego nauczyciela w postaci Marcina Łazowskiego, który w swojej pracy trenerskiej przeprowadził pewnie tysiące takich rozmów. Wyzwaniem było również zarządzanie sztabem. W Hutniku wszystko było praktycznie na mojej głowie, a w Pogoni mam liczną grupę trenerów, którzy wkładają serce w codzienną pracę. Myślę, że dobrze to wszystko funkcjonuje – Grzesiu Otocki przejął kwestie szkolne, Kajtek Pogorzelczyk pomaga przy aspektach szkoleniowych, całą logistykę i sprawy organizacyjne wziął na siebie Grzesiu Usowicz. Wszystko działa jak dobrze naoliwiona maszyna.
Sześć porażek i miejsce tuż nad strefą spadkową – tak wygląda Wasz dorobek w rundzie jesiennej. Wyniki dalekie były chyba od oczekiwań?
– Nie będziemy się krygować i mówić, że jest inaczej. Oczywiście – naszym podstawowym celem jest rozwój i kształtowanie zawodników. Ale pracujemy też po to, żeby wygrywać. W przypadku Pogoni Szczecin nie chodzi jednak o to, żeby wygrać jakkolwiek. Mamy swój model gry, sposób funkcjonowania na boisku. We wszystkich spotkaniach zawsze staraliśmy się grać po swojemu – budować od bramki, dominować, bronić wysokim pressingiem. Nigdy nie chcieliśmy wybijać piłki na aut i grać na czas. Być może przyniosłoby to nam więcej punktów, ale w kontekście rozwoju do niczego by nie prowadziło. Swoje w kontekście wyników zrobiła również bardzo szeroka kadra. Żeby zweryfikować wszystkich zawodników często dokonywaliśmy rotacji w składzie, zawsze przeprowadzaliśmy komplet zmian. To w pewien sposób zachwiało pewnością siebie chłopaków i nie pozwalało im złapać rytmu meczowego. Poza tym – przy takiej liczbie roszad w składzie trudno utrzymać odpowiednią organizację w grze.
Zbyt liczba kadra to największy problem zespołu w rundzie jesiennej?
– Takie są nasze wnioski. Gdy na treningu jest 30 zawodników, to nawet przy trzech trenerach trudno utrzymać pewien standard pracy. Ogromna rywalizacja miała również wpływ na atmosferę. W kadrze meczowej mogło znaleźć się osiemnastu chłopaków, a pozostali zostawali w domu i szli na trening wyrównawczy. Trudno utrzymać chemię w zespole, gdy czternastu ludzi jest niezadowolonych z braku grania. Staraliśmy się reagować – robiliśmy odprawy mentalne, rozmawialiśmy, pracowaliśmy indywidualnie. Ale nie każdy poradził sobie z tym, że nie jest pierwszym wyborem.
Do rundy wiosennej przystąpicie w uszczuplonym zestawieniu?
– Od początku powtarzaliśmy, że jesień jest dla nas czasem eksperymentów, pytań i zbierania odpowiedzi. Dostaliśmy ich mnóstwo i z pewnością jesteśmy dzisiaj dużo mądrzejsi. Mamy już wizję tego jak, a przede wszystkim z kim chcemy pracować. Wiosną nasza kadra nie powinna być większa niż 20 osób.
Zdecydowaną większość zespołu stanowili jesienią zawodnicy z rocznika 2004. Jak poradzili sobie w rywalizacji ze starszymi przeciwnikami?
– Dla nich to ogromna nauka. Dotychczas byli przyzwyczajeni do wygrywania, zawsze wychodzili na boisko jako faworyci. Teraz musieli przestawić myślenie i stawić czoło wielu wyzwaniom. Od samego początku odstawali od przeciwników warunkami fizycznymi. Dla nas nie ma znaczenia, czy zawodnik ma 1,80 m czy 1,50 m – jeśli prezentuje odpowiednią jakość piłkarską, to gra. Same umiejętności nie pozwalały jednak na wygranie walki o górną piłkę czy przepchnięcie się w polu karnym. Często rywale cofali się, przez kwadrans nie wychodzili z własnej połowy, po czym przeprowadzali jeden kontratak, posłali piłkę w pole karne i wychodzili na prowadzenie. Dla chłopaków mogło to być frustrujące.
Starszych kolegów spotkali też w swojej szatni. To był jakiś problem?
– Bez dwóch zdań. Stworzył się nowy kręgosłup drużyny, zmienił się kapitan. Osoby, które wcześniej decydowały o pewnych kwestiach, teraz musiały walczyć o swoją pozycję na nowo, niekiedy też pogodzić się z faktem, że usiądą na ławce czy znajdą się poza kadrą. Moim zdaniem to była dla nich kopalnia doświadczeń.
Przed rokiem w zespole z rocznika 2004 prym wiedli Borys Freilich, Michał Samborski czy Jakub Sarnowski. Obecnie, ze względu na decyzje personalne oraz trapiące chłopaków kontuzje, rzadko oglądaliśmy ich na boisku. Zabrakło trochę ich jakości?
– Nie rozpatrujemy tego w takim kontekście. Mieliśmy szeroką kadrę i znalezienie dla chłopaków odpowiedniego zastępstwa powinno być naturalne. Jakości piłkarskiej żadnemu z nich nie można jednak odmówić. Borys jest idealnym przykładem na realizację filozofii Akademii. Choć mógłby grać u nas, to trafił do zespołu U18 i jest tam wiodącą postacią. U nas był tylko raz – zagrał przeciwko Lechowi i udowodnił, że umiejętnościami przerasta tę ligę. Rywalizacja na poziomie U17 byłaby dla niego po prostu stratą czasu. Od początku sezonu rozwija się w drużynie trenera Łęczyńskiego i, moim zdaniem, tam jest teraz jego miejsce. O Kubie Sarnowskim bardzo dużo dobrego słyszałem, ale nie byłem w stanie tego zweryfikować. Od czerwca boryka się z kontuzją i wziął udział w zaledwie kilku treningach. Czekamy jednak na jego powrót i liczymy, że wiosną wróci do walki o skład. Michał Samborski to również chłopak z niesamowitą jakością. Przed nim wciąż jeszcze bardzo dużo pracy, ale ma potencjał, by zostać w przyszłości dobrym zawodnikiem.
W letnim okienku transferowym do drużyny dołączyło ośmiu nowych zawodników. Wnieśli do zespołu tyle jakości, ile oczekiwaliście?
– Adaptacja w Pogoni to duży problem. Zawodnicy, którzy do nas przychodzą, często zderzają się ze ścianą. Dostosowanie do filozofii i złapanie DNA wymaga dużo pracy. Trenujemy bardzo intensywnie, osiem razy w tygodniu. Do tego dochodzi szkoła oraz inne obowiązki. Wymagania są ogromne i chłopacy muszą szybko się do nich dostosować. Widzimy już, że nie każdy będzie w stanie temu zadaniu podołać.
Któryś z zawodników zasłużył, by zimowe przygotowania rozpocząć z drużyną U18?
– Mamy kilku zawodników, o których będziemy rozmawiać z trenerem Łęczyńskim. Na konkretne decyzje przyjdzie jednak czas. Z pewnością nie będą to radykalne ruchy – jeśli w swoich ocenach będziemy zgodni, lista będzie zawierała maksymalne 2-3 nazwiska.
Jakość pracy nie spadła w związku z przebudową bazy Akademii? Jak poradziliście sobie w tych trudnych warunkach?
– Dzisiaj się męczymy, jutro będziemy się cieszyć. Każdy jest do tego pozytywnie nastawiony. Wiemy, że musimy trochę pocierpieć, ale rozumiemy dlaczego. Nikt nie narzeka, tylko pracuje najlepiej jak może.
Przed Wami teraz ponad trzy zimowe miesiące bez meczów o stawkę. Jakie macie plany na ten okres?
– Po zakończeniu rundy cały czas szliśmy swoim rytmem. Teraz przed nami święta, czyli czas na odrobinę spokoju, odpoczynku i spotkania w rodzinnym gronie. A od 7 stycznia wracamy do ciężkiej pracy. Mamy już zaplanowany turniej w Danii, zagramy też sparingi z Polonią Warszawa, Legią Warszawa czy Śląskiem Wrocław. W czasie ferii pojedziemy również na zgrupowanie do Międzyzdrojów, gdzie zagramy z seniorami Prawobrzeża Świnoujście i juniorami Bałtyku Koszalin. A później czekają nas już mecze ligowe.
Na które elementy będziecie chcieli położyć zimą największy nacisk?
– Na pewno musimy popracować nad organizacją gry – to jest podstawa. Sporo czasu poświęcimy też na przejście z obrony do ataku i zastanowimy się, jak przeciwstawić się sile rywala w polu karnym przy stałych fragmentach gry. Kluczem do wszystkiego będzie jednak realizowanie założeń modelu gry oraz indywidualny rozwój zawodników.
Wiosna to czas, by powiedzieć „sprawdzam”. Jesteście w stanie włączyć się do walki o medale?
– Nie stawiamy przed chłopakami celów wynikowych. Może się powtórzę, ale dla nas najważniejsze jest, by doskonalić umiejętności chłopaków i otworzyć im drogę do dorosłej piłki. Nie oznacza to jednak, że wyniki nie są dla nas ważne. Wychodzimy na boisko, żeby zwyciężać i to się nie zmieni. Jesteśmy Pogonią Szczecin i nie możemy sobie pozwolić, żeby przegrywać mecze tak, jak to miało miejsce jesienią. Wierzę, że dzięki dobrej pracy w przerwie zimowej, na wiosnę będziemy grać na zdecydowanie wyższym poziomie. A wtedy wszyscy będziemy mieli powody do radości.