– Oczekuję od zawodników, by w każdym meczu walczyli o zwycięstwo. A te zwycięstwa mogą przełożyć się na pozycję lidera po zakończeniu sezonu. Zespoły, które prowadzę, zazwyczaj wiosną grają i punktują zdecydowanie lepiej. To z pewnością wysoko zawieszona poprzeczka – w końcu jesień zakończyliśmy na pierwszym miejscu – mówi po zakończeniu rundy jesiennej III ligi trener drugiego zespołu Pogoni, Paweł Ozga.
Granatowo-bordowi mają za sobą najlepszą rundę w historii trzecioligowych występów. Od pierwszego spotkania Portowcy weszli na wysokie obroty i przez cztery kolejne miesiące ani na chwilę nie spuścili z tonu. Dość powiedzieć, że przez całą jesień granatowo-bordowi tylko raz schodzili z boiska w roli pokonanych. Znakomita dyspozycja sprawiła, że do wznowienia rozgrywek szczecinianie będą się przygotowywać jako lider tabeli. – Nie spodziewałem się, że będziemy tak wysoko. Runda wiosenna poprzedniego sezonu pokazała, że jesteśmy mocni. W obliczu zmian kadrowych – wynikające z filozofii klubu – miałem jednak wątpliwości, czy zdołamy utrzymać tę jakość. Okazało się jednak, że moje obawy były nieuzasadnione – mówi Ozga.
Do inauguracji obecnych rozgrywek granatowo-bordowi przystąpili bez sześciu liderów poprzedniego sezonu. Maciej Białczyk trafił na wypożyczenie do pierwszoligowej Chojniczanki Chojnice, Jakub Lis zakotwiczył w Motorze Lubin, Kamil Kort przeniósł się do beniaminka II ligi – Kotwicy Kołobrzeg, Kacper Łukasiak wzmocnił rywalizację w Skrze Częstochowa, a Aron Stasiak rozpoczął strzelanie dla Olimpii Elbląg. Do dyspozycji sztabu szkoleniowego zdecydowanie rzadziej był również Stanisław Wawrzynowicz, który dołączył do kadry I zespołu.
– Na pewno były to poważne osłabienia. Ale w ich miejsce wskoczyli zawodnicy z tylnego siedzenia, którzy świetnie sobie poradzili. Najlepszym przykładem jest Boniecki, który w poprzednim sezonie raz grał, a raz nie grał. Latem zmieniliśmy mu pozycję, przesunęliśmy go na bok obrony. W efekcie zaliczył drugi wynik pod kątem liczby minut, zaprezentował się bardzo solidnie i dziś ma oferty z kilku klubów pierwszo- i drugoligowych – ocenia szkoleniowiec Pogoni. – Takich pozytywów było więcej – formę ustabilizował Kalenik, mnóstwo energii na boisko w końcówce rundy wnosił Bartosz Ława, na miano odkrycia rundy zapracował Mateusz Bąk, z meczu na mecz coraz lepiej wyglądał Olaf Korczakowski. Swoją rolę odegrali również ubiegłoroczni juniorzy – Jędrzej Góral i Konrad Magnuszewski – którzy grali naprawdę dużo i przy Wojtku Lisowskim wyrośli na liderów defensywy – dodaje.
Solidna postawa w szeregach obronnych była jednym z kluczy do znakomitego wyniku Portowców w rundzie jesiennej. W siedemnastu meczach granatowo-bordowi stracili bowiem zaledwie dziewięć bramek, co czyni ich najlepszą defensywą ligi. – Stabilność z tyłu to klucz do tego, by tracić mniej bramek, a w konsekwencji zdobywać więcej punktów. Całą rundę zagraliśmy praktycznie sześcioma obrońcami – nie licząc tych, którzy schodzili z I zespołu. To zgranie przyniosło efekt – mówi trener Ozga. – Słowa pochwały należą się przede wszystkim Wojtkowi Lisowskiemu, który kierował całą formacją, a także stojącemu między słupkami Maćkowi Kowalowi. Istotną rolę odegrał także trener Krzysiek Białek, który od jakiegoś czasu odpowiada za działania zespołu w defensywie. Jego praca przyniosła wymierne efekty – dodaje.
Szczególnie imponująco wygląda postawa Portowców w meczach na własnym boisku. W obecnym sezonie żadnemu z rywali nie udało się bowiem znaleźć sposobu na wywiezienie z Twardowskiego kompletu punktów. Granatowo-bordowa twierdza stoi jednak niewzruszona zdecydowanie dłużej – po raz ostatni ze zdobycia kompletu punktów w Szczecinie cieszyli się bowiem gracze Błękitnych Stargard… w październiku ubiegłego roku!
– W piłce jest jak w życiu. Jeśli masz swój dom, w którym znasz każdy kąt, to Twoje poczucie bezpieczeństwa i wiary w siebie jest większe. Zdecydowanie bardziej, niż gdy żyjesz w niepewności gdzie będziesz grał, gdzie będziesz trenował, gdzie będziesz się przebierał. Dom to podstawa. Jeśli masz swoje boisko, swoją szatnię, swoją szafkę, to jesteś w stanie w tej przestrzeni budować relacje. Przed każdym meczem Wojtek Lisowski recytuje – niczym wiersz – swoją regułkę: „To jest nasz dom, nasze boisko, nasza twierdza. Nie oddamy tego”. Mam więc przekonanie, że te dobre wyniki są również pokłosiem tego, że wróciliśmy na Twardowskiego – mówi szkoleniowiec Pogoni. – Funkcjonowanie w tak świetnych warunkach niesie jednak ze sobą pewne wyzwania. Łatwo bowiem odlecieć, poczuć się zbyt komfortowo. Zwłaszcza, że za chwilę przenosimy się do dawnej szatni I zespołu. Nasza w tym głowa – nie tylko jako trenerów, ale też wychowawców – by trzymać chłopaków nisko nad ziemią – dodaje.
Znakomita runda jesienna przez samych Portowców została jednak przyjęta z lekkim… niedosytem. Granatowo-bordowi stracili bowiem kilka punktów, remisując m.in. z ostatnim w tabeli Bałtykiem Gdynia czy zajmującą drugą pozycję od końca Unią Janikowo. Gdyby tamte spotkania szczecinianie rozstrzygnęli na swoją korzyść, ich przewaga nad grupą pościgową byłaby dziś zdecydowanie większa.
– Jednym z celów szkoleniowych jest budowanie mentalności zwycięzców. W kilku meczach zabrakło nam tego odpowiedniego nastawienia. Mam o to pretensje do siebie, że nie zareagowałem odpowiednio konkretnie. Nasi zawodnicy muszą w każdym meczu za wszelką cenę dążyć do zwycięstwa. Tylko gotowi mentalnie i głodni sukcesów będą bowiem się rozwijać i sięgać po trofea – tłumaczy Paweł Ozga. – Były takie mecze, kiedy mieliśmy ogromną przewagę – ze Stolemem Gniewino, Błękitnymi Stargard czy Bałtykiem Gdynia – a nie potrafiliśmy zdobyć w nich kompletu punktów. Pamiętam też jednak spotkania, w których nie mieliśmy aż tak miażdżącej przewagi, a przechylaliśmy je na swoją korzyść. Podobno suma szczęścia równa się zero i tak chyba jest w tym przypadku. Aczkolwiek mam takie poczucie, że mogliśmy mieć na koncie przynajmniej cztery punkty więcej – dodaje.
Jesienią granatowo-bordowi mogli posmakować nie tylko trzecioligowych rozgrywek, ale również rywalizacji na poziomie centralnym. Triumf w wojewódzkim Pucharze Polski stał się bowiem dla nich przepustką do gry z najlepszymi klubami w Polsce. I chociaż starcie z GKS-em Katowice zakończyło się triumfem graczy z Górnego Śląska, to już sama możliwości rywalizacji z pierwszoligowcem okazała się dla Portowców cennym doświadczeniem.
– Dzisiaj na pewno rozegralibyśmy ten mecz inaczej, z większym spokojem. Chcieliśmy zaprezentować naszą filozofię, podejść wysoko pressingiem, zdominować rywala. Mając obecne doświadczenie poszukalibyśmy pewnie innych momentów, by zaskoczyć przeciwnika. Długimi fragmentami graliśmy jednak naprawdę dobrze, udowadniając sobie, że jesteśmy w stanie rywalizować jak równy z równym nawet z tak mocnymi zespołami – tłumaczy Ozga. – Bardzo chciałbym powtórzyć tamto spotkanie. Mam nadzieje, że jest w chłopakach głód, by znowu o to powalczyć. Na mecze wojewódzkiego Pucharu Polski będziemy mobilizować się tak samo, jak na ligę. Na pewno nie będzie momentu, w którym cokolwiek odpuścimy – dodaje.
Dobra postawa zawodników drugiego zespołu odbiła się szerokim echem w sztabie pierwszej drużyny. W trakcie reprezentacyjnej przerwy pod skrzydła trenera Jensa Gustafssona trafiło bowiem aż siedmiu adeptów Akademii. Trzech z nich – Konrad Magnuszewski, Yadegar Rostami i piętnastoletni Adrian Przyborek – trafiło natomiast do elitarnego projektu Future 2.0.
– Cieszę się, że projekt Pogoń Future działa dziś dwutorowo – nie tylko wspiera rozwój młodszych zawodników, ale też pomaga starszym chłopakom, którzy są najbliższej I zespołu. Wygląda to bardzo profesjonalnie i wierzę, że niedługo przyniesie efekty w postaci debiutów jeszcze większej liczby wychowanków – mówi Paweł Ozga. – Od wielu lat na współpraca na linii I – II zespół jest bardzo dobra. Duża w tym zasługa nie tylko pierwszego szkoleniowca, ale także pozostałych członków sztabu szkoleniowego. Osobiście chciałbym szczególnie podziękować trenerowi Robertowi Kolendowiczowi, bo to z nim jesteśmy w bezpośrednim kontakcie. Trzeba jednak oddać, że trenera Jensa cechuje duża otwartość na to, co dzieje się w klubie na niższych szczeblach. Spotyka się z trenerami, jest obecny na treningach, niekiedy nawet je prowadzi. Dzieli się również z nami swoimi przemyśleniami, udziela wskazówek. Muszę przyznać, że zainspirował nas do kilku zmian, jeśli chodzi o elastyczność taktyczną zawodników czy atakowanie pola karnego. Nowe zasady powodują, że dochodzimy do większej liczby sytuacji – dodaje.
Końcówka rundy jesiennej nie była jednak dla Portowców łatwa. Wpływ na nerwową atmosferę miały jednak nie tyle względy sportowe, co oskarżenia pod adresem części zawodników o ustawianie meczów. I chociaż okazały się całkowicie wyssane z palca, to odbiły się na sposobie funkcjonowania zespołu. – W pierwszej chwili, gdy się o tym dowiedziałem, byłem po prostu wkur…. Znam tych chłopaków i wiedziałem, że nie mogli mieć z tym nic wspólnego. Wieloletnią grą w barwach Pogoni zasłużyli na to, by im ufać i nie oskarżać ich bez twardych dowodów. A takich – jak widać – nie ma – mówi trener Ozga. – To był dla nas trudny moment. Na szczęście władze klubu zareagowały wspierająco, wydając konkretne oświadczenie. My też przeprowadziliśmy kilka rozmów wewnątrz drużyny, by przekuć całą sytuację w motywację. Podeszliśmy do tego w ten sposób, że skoro ktoś nie potrafi poradzić sobie z nami na boisku, to zaczyna nas atakować w nieczysty sposób poza nim. Na tym fundamencie narodził się jeszcze silniejszy duch drużyny, który sprawił, że w ostatnich meczach rundy jesiennej zdobyliśmy komplet punktów nie tracąc nawet bramki. Udowodniliśmy, że potrafimy radzić sobie nawet w trudnych momentach. Prawdziwy test charakterów czeka nas jednak dopiero na wiosnę! – dodaje.
Ostatnim akcentem udanej rundy jesiennej był dla zawodników drugiego zespołu… integracyjny wyjazd do Barcelony. Kilka godzin po ostatnim gwizdku derbowego meczu z Vinetą Wolin granatowo-bordowi wsiedli do samolotu i ruszyli do stolicy Katalonii, by tam nieco odpocząć, oczyścić głowy i jeszcze bardziej się zintegrować. – Wewnątrz zespołu doszliśmy do wniosku, że premie za zdobycie Pucharu Polski chcielibyśmy wykorzystać w jakiś fajny sposób. Nasza starszyzna – Bartek Ława i Wojtek Lisowski – wyszła z inicjatywą zorganizowania wyjazdu integracyjnego. Dzięki wsparciu prezesa Darka Adamczuka udało się te plany zrealizować – tłumaczy szkoleniowiec. – To był świetny wyjazd pod kątem budowania relacji. Nawiązały się nowe, głębsze przyjaźnie, które w szatni pewnie nigdy by nie powstały. Mam nadzieję, że takie wyjazdy staną się naszą małą tradycją. Już teraz myślimy o tym, by powtórzyć go w czerwcu, po zakończeniu sezonu – dodaje.
Wyjazd do Barcelony nie oznaczał jednak dla Portowców początku zimowych wakacji. Po powrocie z Katalonii granatowo-bordowi wrócili bowiem do regularnych treningów. Tygodnie po zakończeniu rozgrywek ligowym były czasem pracy nad tymi elementami, na które nie było czasu w okresie startowym. – Postawiliśmy sobie trzy priorytety treningowe: umacnianie DNA w kontekście pressingu, rozwój indywidualny i formacyjny oraz budowanie kreatywności poprzez dowolną grę, bez założeń taktycznych. Na tym skupialiśmy się do 8 grudnia. Teraz zawodnicy dostaną trochę wolnego, by w styczniu wrócić już do regularnych zajęć – tłumaczy Paweł Ozga.
Doskonała postawa Portowców w rundzie jesiennej rozbudziła apetyty kibiców Dumy Pomorza. Zimowanie na fotelu lidera III ligi to bowiem nie tylko splendor, ale również zobowiązanie do walki o awans. Czy granatowo-bordowych stać na to, by włączyć się do rywalizacji o miejsce na poziomie centralnym?
– Jeżeli utrzymamy dotychczasową kadrę, a może nawet wzmocnimy ją dodatkowo kilkoma chłopakami, którzy jesień spędzili na wypożyczeniach, to na pewno nie zabraknie nam jakości, by bić się o najwyższe cele. Musimy jednak pamiętać, że naszym nadrzędnym celem – jako drugiego zespołu – jest wychowywanie zawodników. Niewykluczone więc, że kilku chłopaków odejdzie na wypożyczenia, a my sięgniemy po utalentowanych juniorów, by ogrywać ich na poziomie seniorskim. Najwięcej zależy w tym kontekście od strategicznych decyzji klubu – tłumaczy trener Ozga. – Oczekuję od zawodników, by w każdym meczu walczyli o zwycięstwo. A te zwycięstwa mogą przełożyć się na pozycję lidera po zakończeniu sezonu. Zespoły, które prowadzę, zazwyczaj wiosną grają i punktują zdecydowanie lepiej. To z pewnością wysoko zawieszona poprzeczka – w końcu jesień zakończyliśmy na pierwszym miejscu Jako trener na pewno chciałbym iść z moim zespołem w górę. Tylko ciągłe podnoszenie poprzeczki może bowiem powodować rozwój. A to – i mówię tu w imieniu całego sztabu – jest nasz główny cel! – podsumowuje.