Na półmetku jesiennych rozgrywek znaleźli się juniorzy młodsi i trampkarze starsi Dumy Pomorza. Do rundy rewanżowej granatowo-bordowi przystąpią z bagażem wielu nowych doświadczeń, które mają przełożyć się na jeszcze lepszą grę i wyższą pozycję w tabelach. – Cały czas ciężko pracujemy, szlifujemy nasz styl. Nie wszystkie mecze były idealne, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni – mówią trenerzy Tomasz Bielecki i Robert Skok.
Juniorzy młodsi ligową rywalizację rozpoczęli od mocnego uderzenia. W inauguracyjnym spotkaniu granatowo-bordowi rozbili FASE Szczecin 5:0 i dali sygnał, że mogą liczyć się w rywalizacji z najlepszymi. Imponująco wyglądała gra Portowców również w starciu z Lechem Poznań, chociaż po końcowym gwizdku to goście z Wielkopolski mogli cieszyć się z kompletu punktów. W dalszej części sezonu podopiecznym trenera Bieleckiego zdarzały się jednak wpadki.
– Liga jest na pewno bardzo mocna i uczy wiele pokory. Spotkania w większości są wyrównane, a wiele zależy od dyspozycji dnia. My bardzo dobre mecze przeplataliśmy słabszymi – potrafiliśmy odjechać FASE, by kilka tygodni później przegrać z AP Reissa Poznań czy męczyć się z CWZS-em. Wychodzimy jednak z założenia, że cały czas musimy się uczyć i zbierać doświadczenie. Co nas nie zabije, to nas wzmocni – opowiada Tomasz Bielecki.
Przed rozpoczęciem sezonu szkoleniowca Dumy Pomorza czekało niełatwe zadanie. Drużyna uległa bowiem poważnej przebudowie – zawodnicy z rocznika 2003 trafili pod opiekę trenera Piotra Łęczyńskiego, a do wicemistrzów Polski sprzed roku dołączyli ich młodsi koledzy z rocznika 2005. – Myślę, że zbudowaliśmy fajny zespół. Chłopacy dobrze się rozumieją i współpracują ze sobą – na boisku, jak i poza nim. Nie ma żadnych zgrzytów, atmosfera jest naprawdę świetna – tłumaczy szkoleniowiec Pogoni.
Na atmosferę w zespole pozytywnie wpływają również ruchy kadrowe, prowadzone przez sztab szkoleniowy. Częste rotacje w składzie i regularne wykorzystywanie kompletu zmian sprawia bowiem, że każdy z zawodników mógł udowodnić swoją wartość i dołożył cegiełkę do wyniku zespołu. – Cały czas rotujemy składem, żeby chłopacy mogli się pokazać. Chcemy, żeby łapali jak najwięcej minut. Być może przekłada się to na mniejsze zgranie i stabilizację, ale teraz najważniejsza jest właściwa weryfikacja. Na wiosnę – gdy będziemy mieli już pogląd, komu możemy zaufać – tych roszad będzie pewnie zdecydowanie mniej – tłumaczy.
W zupełnie innym tempie na swój wysoki poziom wchodzili trampkarze starsi Akademii. Podczas gdy ich starsi koledzy cieszyli się z wysoko wygranych derbów, podopieczni trenera Jasińskiego musieli przełknąć gorzką pigułkę w postaci porażki z Lechem Poznań. Rozbity mentalnie zespół tydzień później uległ Lotosowi Gdańsk, by następnie w ostatniej sekundzie wypuścić zwycięstwo nad AP Reissa Poznań. – Początek sezonu mieliśmy trudny. Wiedzieliśmy, że piłkarsko jesteśmy dobrym zespołem, ale brakowało nam pewności siebie – tłumaczy trener Robert Skok, który przejął zespół pod koniec sierpnia.
Ostatecznie granatowo-bordowi złapali jednak właściwy rytm i udowodnili, że potrafią być niezwykle groźni. W starciach przeciwko Lechii Gdańsk oraz dwóm bydgoskim zespołom – CWZS-owi i Chemikowi – młodzi Portowcy strzelili łącznie szesnaście bramek, co pozwoliło im odzyskać siłę mentalną i ruszyć w górę tabeli. Dobrych nastrojów nie popsuła nawet derbowa porażka z FASE. – Przez te kilka miesięcy przekonaliśmy się, że nasza liga jest bardzo fizyczna. Tempo rozwoju zawodników odgrywa bardzo dużą rolę. W naszym zespole nie brakuje chłopców późno dojrzewających, którzy może są nieco drobniejsi od rówieśników, ale posiadają duże umiejętności piłkarskie. A to dobrze wróży na przyszłość. Cierpliwie na nich czekamy, ciężko pracujemy i szlifujemy nasz styl – mówi szkoleniowiec trampkarzy.
Szkoleniowcy Dumy Pomorza z wytęsknieniem czekają również na oddanie do użytku Centrum Szkolenia Dzieci i Młodzieży. Obecnie większość treningów odbywa się bowiem na niewielkim fragmencie płyty przy ul. Witkiewicza. Widok zieleniejących boisk na koronie stadionu napawa więc optymizmem na przyszłość. – Nie ma co ukrywać – przez brak infrastruktury zatraciliśmy nieco elementów, które zawsze wyróżniały naszą grę. Trudno jednak oczekiwać od chłopaków grania szeroko, gdy na co dzień ćwiczą na ćwiartce boiska i nie czują tych odległości – mówi trener Bielecki. – Wiemy jednak, że to już ostatnie tygodnie. Niedługo przeniesiemy się na nowe obiekty, a nasza praca stanie się jeszcze bardziej efektywna. A to powinno przełożyć się na osiągane rezultaty – podsumowuje.